poniedziałek, 1 grudnia 2014

CHAPTER 22

Aubrey POV

- Niech ten młody człowiek spoczywa w pokoju. Amen. - po tym, jak ksiądz wygłosił swoją godzinną przemowę, w końcu przeszliśmy do części, w której nadszedł czas, aby pochować ciało Harry'ego.
Jego zamknięta trumna była długa i czarna. Czerwone róże położone były na wieku trumny, służyły za dekorację. Stałam tam z rodzicami, nie wypuszczając ani jednej łzy. Nie zrozumcie mnie źle, nie cieszę się jego śmiercią, cieszę się, bo w końcu uciekłam z jego brudnych łapsk i zielonych oczu, które wciąż na sobie czuję, jednak wiem, że nie żyje.
Kiedy zaczęli spuszczać trumnę do grobu, zaczęłam przeszukiwać swoją torebkę w drodze do samochodu. Odkąd wróciłam do rodziców, nasze relacje nie stały się zdrowsze, wciąż przez większość czasu się z nimi spieram, a rodzice Johnny'ego są załamani przez wieści, jakie przekazałam im na temat ich syna. Skończyli burzyć stary, niebieski dom Harry'ego i zabrali ciało Johnny'ego spod brudnego domu. Wciąż siedzę i myślę nad tym, co mam teraz zrobić ze swoim życiem.

Minęły 2 tygodnie, które zdecydowanie mi wystarczyły dla tej całej szopki. Codziennie moi rodzice pytali, czy wszystko u mnie w porządku, myśląc, że jestem szalona, z powodu nieszczęść, jakie spotkały mnie w poprzednich tygodniach. Ale wszystko jest dobrze, wiem, że jest. Czasami, gdy słyszę jakieś dźwięki w nocy, nie będę kłamać, jestem przerażona myślą, że mógł wrócić, jednak muszę w końcu zrozumieć, że mam paranoję, ale uporam się z tym.
Kiedy prowadzę samochód, który dostałam od taty na 16-ste urodziny, słyszę, jak w radiu leci piosenka Stevie Wonder'a.

- I just called to say I love you and I mean it from the buttom of my-

Natychmiast wyłączam radio, przypominając sobie, jak on śpiewał tą piosenkę, szukając mnie.
Samochody za mną zaczynają trąbić z powodu mojej niebezpiecznej jazdy. Biorę wdech i tym razem na poważnie zaczynam jechać ku mojemu przeznaczeniu.
Parkuję pod monopolowym, wysiadam bezpiecznie z auta i dokładnie zamykam drzwi. Kiedy wchodzę, dźwięk dzwonka informuje o nowym kliencie. Idę prosto do działu z alkoholami i chwytam butelkę taniej wódki. Chcę, aby on zniknął z mojej głowy.
- To będzie wszystko? - pyta chłopak w moim wieku pracujący na kasie. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy, wyglądał naprawdę dobrze, ale ja nie chcę być miła dla kogokolwiek dzisiaj, dlatego tylko kiwnęłam.
- Hey, ty jesteś Aurbey, prawda? Ta, która została porwana przez tego kolesia, Harry'ego Stylesa? - pyta mnie. Moja twarz zrobiła się blada, zdając sobie sprawę z tego, że wszyscy wiedzą, co wydarzyło się w moim życiu.
-Taa. - uśmiecha się smutno do mnie i podaje siatkę, którą kupiłam. Biorę ją i szybko daję się do drzwi.
- Po prostu wiem, że to wszystko masz już za sobą. - krzyczy. Odwracam głowę i uśmiecham się lekko. Może mogę wrócić do swojego wcześniejszego życia i rozpocząć studia jesienią, może moje życie wróci do normy, może powrócę do starej Aubrey. Może.
Wracam do samochodu, a moja paranoja powraca. Sprawdzam tylne siedzenia, upewniając się, że nikogo ze mną nie ma. Wzdycham z frustracją i opieram głowę o kierownicę, starając się uspokoić.

Jego  ciało opadło na ziemię ukazując ranę w plecach. Jego oczy wciąż były otwarte, kiedy nie żył. Jego wzrok był skierowany na mnie, ale wiedziałam, że odszedł z tego świata. Wstrzymywałam oddech i patrzyłam na jego zranioną duszę. Nie był człowiekiem. Był duszą uwięzioną w ludzkim ciele. Był dręczony przez swoje emocje i właśnie to do tego wszystkiego doprowadziło. Martwy człowiek z duszą, która została uwolniona.
Kiedy nieśli jego ciało, widziałam, jak jego usta wykrzywiają się w zatruty uśmiech. 

Usiadłam na fotelu kierowcy, pot cieknie mi po czole, moje gardło pragnie czegoś do picia.

To był tylko sen.

Szeptałam sama do siebie, abym się uspokoiła. Nie uśmiechał się. Nie uśmiechał. To wszystko było tylko w mojej głowie. On umarł, widziałam to. Uspokajam oddech i jadę przez ciemne ulice, dopóki nie znajduję swojego domu i parku przy drodze.
- Skarbie, gdzieś ty się podziewała? - moja matka pyta, siadając na kanapie i pouczając mnie.
- Poszłam do monopolowego.
Nie uwierzyła mi, widzę to po sposobie, w jaki patrzy na mój wygląd.
- Mam zamiar pójść do sklepu spożywczego. Och, tata jest na podwórku w ogrodzie, więc nie przejmuj się nim, wiesz jaki jest w stosunku do swoich roślin. - złapała swoja listę zakupów i udała się w kierunku drzwi, następnie szybko je zamykając.
Poszłam do swojego swojego pokoju i wyciągnęłam wódkę z torebki, otworzyłam ją i wzięłam łyk ognistego płynu. Kiedy patrzę na siebie w lustrze, widzę cień ręki, więc odwracam się w stronę okna i zauważam, że to tylko gałąź drzewa.
Kręcę głową ze złością, myślę, że chyba powinnam wrócić do szpitala psychiatrycznego. Siadam na rogu łóżka i biorę kolejne łyki. Nie przestaję dopóki butelka nie zostaje pusta.
Pokój wygląda, jakby się trochę kręcił i nic nie mogę poradzić na to, że zaczynam chichotać. Widzę, jakbym miała 5 rąk, kiedy na nie patrzę. Moje ciało pada na dywan i oglądam księżyc wpadający przez okno do mojego pokoju. Czuję się niewygodnie w kurtce, więc ją ściągam jak i buty, ale wciąż się śmieję i nic nie mogę na to poradzić. Alkohol przejął kontrolę nad całym moim ciałem i podoba mi się to.
Słyszę zbliżające się kroki i automatycznie wczołgam się pod łóżko, aby się schronić.
- Aubrey? Co ty-, co do-? - chwyta butelkę i wzdycha z frustracją, wiedząc, że jestem pijana.
- Aubrey, dlaczego jesteś pijana? Wiem, że wciąż jesteś... - oglądam, jak czarna postać podchodzi do niego od tyłu i zaczynam panikować.
- Tato. - nadal kontynuuje swoje przemówienie.
- T-tato? - widzę, jak czarna postać wyciąga nóż i przeszywa nim mojego ojca.
Alkohol nie pozwala mi wstać i wierzę, że to wszystko to wciąż halucynacje.

*
*
*
*
*

Obudziłam się z okropnym bólem głowy, słysząc krzyk mamy. Nic nie pamiętam i czuję, jak wódka "wraca". Biegnę do toalety i wymiotuję, dopóki się tym nie męczę.
- Aubrey?!
- Aybrey?! - wbiega moja mama z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Co jest? Zapomniałaś kupić płatki zbożowe czy...? - pytam, wiedząc, że przesadza z czymś głupim.
Nie odpowiedziała i ciągnie mnie w dół po schodach, gdy staram się ją zatrzymać. Kiedy schodzimy widzę, że drzwi ogrodowe mojego taty są otwarte, zatrzymuje się, kiedy wchodzimy. Widzę mojego tatę. Lina zdobi jego szyję, ciało zwisa z sufitu.

- Co do diabła.


___________________________________________________

WRÓCIŁAM! <3

10 komentarzy:

  1. Jej!! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy zobaczyłam że dodałaś nowy rozdział! Całość troche drastyczna ale podoba mi się :) Już czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. To niemożliwe... Przecież on musi żyć.. Czekam na nn;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ejj on musi życ!! Za pewne ,,wstał'' z grobu sie mścić! Ja nie moge co za myśli czekam na next i weny życze ~xoxo~

    OdpowiedzUsuń
  4. O fuck. Jej tata sam sie nie zabil

    OdpowiedzUsuń
  5. TO - TO NIE MOZLIWE ZE TO HARRY, nie wieże w to. ale i tak to edno z najlepszych opowiadań jakie czytałam!!!... ale proszę cie nie opuszczaj nas na tak długo kolejny raz !!! KOCHAM I CZEKAM NA NASTEPNE

    OdpowiedzUsuń
  6. *_* cudo. Normalnie jestem pod wrażeniem. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń