sobota, 31 stycznia 2015

ZWIASTUN!

Oglądajcie i piszcie, jak wrażenia. <3 :D



Tłumaczenie zwiastuna:

Była wszystkim, czego pragnął, ale on nie był tym, czego potrzebowała...

Zakochał się w wyobrażeniu o niej.

W końcu podjął decyzję, że jej pragnie i zadbał, aby nikt nie stanął mu na drodze.

"- Nienawidzę cię.
- Kocham cię."

STALKED.


I zwiastun polski! 



__________________________________________________________

Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

sobota, 24 stycznia 2015

KONIEC CZĘŚCI 1

Aubrey POV

Moje ciało pozostaje w rogu prysznica, ponownie zatykając uszy, nie przez ten złowieszczy śmiech, którego już nie słyszę, lecz przez słowa napisane na drzwiach prysznicowych.

Wciąż krzyczę, słyszę, jak Harry wali w drzwi, próbując namówić mnie, abym je otworzyła.

- Aubrey, otwórz drzwi! - boję się ruszyć, że coś się stanie. Nagle wbiega w drzwi, na co te wyłamują się z zawiasów. Szepcze przekleństwa pod nosem, kiedy pochyla się nad swoją ranną nogą. Słowa rozmywają się na szkle.
- Aubrey? - jego głęboki głos powoduje, że wzdrygam się i chwytam swoją głowę w dłonie, mocniej są ściskając.

Odsuwa drzwi prysznicowe i widzi jak skomlę. Wtedy robi coś, czego się nie spodziewałam. Zdejmuje ubrania, które miał na sobie i delikatnie siada obok mnie. Bierze mnie w swoje ramiona, kiedy płaczę żałośnie.

- Dlaczego krzyczałaś? - podnosi mój podbródek, aby spojrzeć w moje oczy.

Nie mówię ani słowa, wciąż patrzę na drzwi prysznicowe, lecz Harry nie spuszcza ze mnie wzroku. Mogłam zwariować, ale nie widziałam już tych słów. Powoli odwracam się w jego stronę, jest skołowany, a ja wracam myślami do teraźniejszości.

- Chyba tracę zmysły... - mówię, krople wody uderzają o nasze ciała. Dłonią głaszcze mój policzek, jego kciuk śledzi na mojej bladej skórze kość policzkową.
- Myślę, że oboje je tracimy. - uśmiecha się smutno, kiedy przykładam swoją dłoń do jego. Kładzie moją głowę na swoim nagim ramieniu i pozostajemy tak, panuje cisza, słychać tylko bicie naszych serc.

Myślałam kiedyś, że ten chłopak, który teraz mnie obejmuje, nie ma serca, ale myliłam się. Ono było po prostu obłąkane.

- Co teraz zrobimy? - patrzę w górę.
- Myślę, że powinniśmy wyjechać. Tutaj jest za dużo złych wspomnień. - zabiera niesforny kosmyk włosów z mojej twarzy.
- Jak? - pytam. Palcem wskazujący śledzę jego tatuaże.
- Potrzebujemy pieniędzy.
- Jak je zdobędziemy? - uśmiecha się smutno, na to pytanie.
- Będziemy musieli zrobić coś, czego pewnie nie będziesz za bardzo pochwalać. - odsuwam się od niego, kiedy to mówi.
- Co masz na myśli?
- Banki są ich pełne. Jeśli zdobędziemy wystarczającą ilość pieniędzy, będziemy mogli rozpocząć razem nowe życie.
- Harry, jesteś stuknięty. - kręcę głową.
- Dopiero co powiedziałaś, że tracimy zmysły. Dlaczego by nie pójść na całość? Spójrz Aubrey. Jeśli to zrobimy, będziemy mogli pojechać, gdziekolwiek zechcemy, robić, cokolwiek będziemy chcieli. Kiedy nasze rany się zagoją, będziemy mieli okazję, zrobić coś innego w życiu. - gorączka mu spada, mogę stwierdzić to po tym, że nie jest już zielony.
- Harry... Nie sądzę, aby...
- No dalej, kochanie. Uda nam się. - chwyta mnie za podbródek, abym spojrzała mu w oczy.
- Co jeśli nas złapią? - ledwo zauważyłam, że jestem naga, siedząc mu na kolanach, ale ten nie wydaje się być przez to speszony.
- Tak długo, jak ze mną jesteś skarbie, to się nie stanie. - zapewnia mnie.
- Więc jak? Wchodzisz w to? - pytam samą siebie o to w myślach kilka razy. Tracę rozum w tym domu i jestem pewna, że on stracił go już jakiś czas temu.
- Tylko obiecaj mi coś.
- Wszystko, kochanie.
- Zabiję kogo zechcę. - uśmiecha się złośliwie na moją prośbę.

+

Aubrey Evens zwariowała w taki pokręcony sposób, którego nawet sama nie zauważyła. Poczytalność Harry'ego Styles'a powróciła, czego nie potrafił wyjaśnić. Jego plany wciąż wchodzą w grę i chce je dokończyć.

To wszystko zaczęło się od prostego zauroczenia, które zawładnęło jego światem, nazywając je "miłością" i doprowadziło do tego, gdzie jest teraz.

U niej wszystko zaczęło się od tajemniczych listów wysyłanych pod jej adres, aby je czytała.

To doprowadziło ją do niewoli, zamknięta w więzieniu w domu, wykorzystywana psychicznie jak i fizycznie, bransoleta na kostkę, która raziła ją prądem za każdym razem, kiedy próbowała uciec, zakopana żywcem z ciałem swojego martwego chłopaka, ucieczka, patrzenie jak jedyna osoba, którą kochała, została zabita, była zmuszana do bycia w ramionach osoby, której nienawidziła, a skończyło się pragnieniem do zostania w nich na zawsze. To było chore, pokręcone, ale najbardziej ze wszystkiego - szalone.

W taki sposób razem dorastali, jednak jak to się mówi "nic nie trwa wiecznie". Będą sprawdzani na każdy możliwy sposób, aby na końcu jedno z nich zgodziło się współdziałać.


+++


Koniec części 1. 

Część 2 będzie skupiać się na podróży Harry'ego i Aubrey. Z wieloma zwrotami akcji, więc bądźcie na bieżąco!



Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

wtorek, 13 stycznia 2015

CHAPTER 40

Włączcie muzykę oznaczoną: * klik * !!



Aubrey POV

- Spokojnie. Już w porządku. - szepczę i kładę zimny, mokry ręcznik na jego czole. Nie kontrolował tego, jak bardzo się pocił po wyjęciu pocisku i szczerze mówiąc, zaczynam się martwić. Zdjęłam mu koszulę, która była cała mokra od potu, leży na naszym łóżku z jeszcze poprzedniego domu. Prześcieradło też jest już mokre w miejscu, w którym leży nieprzytomny Harry, bełkocze słowa, których nie mogę zrozumieć.

Jego klatka piersiowa pochłania litry powietrza, kiedy staram się go uspokoić. Po całym pokoju pozaświecane są świeczki, aby dawały światło, które nie będzie sprawiało bólu jego oczom.

Harry nie budzi się przez resztę nocy. Śpi, starając się zwalczyć gorączkę, której dostał, kiedy ja siedzę niespokojnie na łóżku.  Z jakiego powodu mam nadzieję, że będzie z nim lepiej, po raz pierwszy nie modlę się, aby piekło go pochłonęło. Pragnę, aby był tu dla mnie, i abym ja była dla niego.

Rano budzi się i jest z nim trochę lepiej, oddech jest w końcu równy, ale gorączka wciąż się utrzymuje.

Chwytam inny materiał, moczę go w misce chłodnej wody, stojącej na nocnym stoliku. Trzęsącą dłonią przykładam szmatkę na jego gorącym czole. Następnie palcami śledzę rysy jego twarzy, kształt jego nosa, jego kości policzkowe i w końcu pełne usta. Takie miękkie i delikatne w dotyku.

Jego dłoń niespodziewanie łapie za mój nadgarstek i zatrzymuje. Jego usta całują każdy moje palce, każdy oddech, który bierze jest drżący.

- Kocham cię. - nerwowo przełykam, kiedy powtarza te dwa słowa, których ja nigdy nie potrafiłam i nie wiedziałam, jak wypowiedzieć.
- Aubrey. Kocham cię. - powtarza. Otwiera oczy, zielonymi tęczówkami patrzy prosto w moje brązowe. Pozostaję nieruchomo, kiedy ten patrzy na mnie, wyraźnie czekając, abym za nim powtórzyła te dwa słowa.

Pot wciąż jest na jego dużej klatce piersiowej, noga owinięta bandażem, patrzę na niego rozpaczliwym wzrokiem.

Ja-ja... - językiem przejeżdżam po spierzchniętych ustach, kiedy patrzę na niego.
- Też cię kocham. - widzę, jak jego różowe usta układają się w słaby uśmiech. Podnoszę wzrok i zauważam w jego oczach emocje, prawdziwe szczęście.
- A ja kocham ciebie Aubrey Evens. - powtarza, umysł podpowiada mi, aby zwiać, uciec teraz, kiedy mam na to szansę, jednak serce mówi zupełnie coś innego.

Pochylam się. Jego dłoń powoli sunie z mojego nadgarstka, aby złapać za dłoń. Wiem, że też chce się pochylić ku mnie, ale jestem świadoma tego, że ciężko mu się poruszyć. Moje usta stykają się z jego miękkimi. To jak raj na ziemi, czując jego wargi poruszające się przy moich.

- Kocham cię. - mówię raz jeszcze przy okazji chwili na złapanie oddechu.

Kiedy odrywam się od niego, nasze oddechy są ciężkie.

- Wydaje mi się, że właśnie wyzdrowiałem. - śmieję się delikatnie na jego żart i muskam jego usta swoimi raz jeszcze.
- Pójdę przynieść ci wody do picia. - kiwa głową, kiedy wstaję, rozłączając nasze dłonie.

Mała kuchnia jest w nieładzie, talerze zalegają niepozmywane w zlewie, zapach zepsutego jedzenia unosi się w powietrzu, a śmieci są niewyniesione. Szybko wyrzucam je i zepsute jedzenie, po czym zmierzam do sypialni, aby zobaczyć, aby Harry zasnął, więc postanawiam postawić szklankę wody na stoliku nocnym, blisko miski z chłodną wodą.

Wychodzę, cicho zamykając za sobą drzwi. Wracam do kuchni i sprzątam do momentu, gdy jest nieskazitelnie czysto, świeże powietrze wlatuje do domu, kiedy otwieram okna.


I wtedy znowu to czuję. Wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Stoję w miejscu, rozglądając się po kuchni, nikogo tu nie ma, wyłączając mnie i Harry'ego. Mięśnie napinają się, kiedy słyszę dźwięki dochodzące z ciemnego gościnnego pokoju. Powoli stawiam kroki, kiedy w końcu chwytam drzwi, gdzie znajduje się Harry, wchodzę i zamykam je za sobą.

- Harry, ktoś tam jest- - łóżko jest puste. Zmieszanie jest widoczne na mojej twarzy, kiedy podchodzę bliżej. Szklanka po wodzie jest pusta. Jego szafa jest otwarta, zauważam tam moje zdjęcia, które widziałam już wcześniej, kiedy tam zajrzałam. Podchodzę jeszcze bliżej i zauważam coś. Dreszcze przechodzą po moim ciele, gdy mój wzrok ląduje na tym.

W małym pudełku leżą obrączki moich rodziców. Jestem prawie pewna, że zostali pochowani wraz z nimi. Podnoszę je i przyglądam się, teraz są na nich wygrawerowane dwa imiona - moje i Harry'ego.

Wypuszczam je z rąk, słysząc głośny huk z zewnątrz. Otwieram drzwi i wychylam się, widząc kompletną ciemność.

- Harry. - odzywam się. Otwieram je szerzej. - Harry, to ty? - wychodzę. Staram się nie płakać ze strachu, kiedy słyszę czyiś groźny śmiech z salonu.
- Harry, to nie jest śmieszne. - jego sztuczki nie są dla mnie ani trochę zabawne. Nadal się śmieje i po chwili orientuję się, że jestem zamknięta w łazience dysząc głośno, kiedy słyszę jego kroki podchodzące co raz bliżej. Dlaczego on się w to bawi?

Trzy mocne uderzenia w drzwi powodują, że powoli odchodzę.

- Harry, przerażasz mnie! - wrzeszczę, ale jedyne, co słyszę, to co raz głośniejszy śmiech. Mocno zatykam dłońmi uszy, aby uciszyć ten dźwięk. Kołyszę się, siedząc w kącie łazienki i widzę wściekłe walenie w drzwi.

Najbardziej przerażającą rzeczą w tej sytuacji jest to, że to nie Harry sobie ze mnie żartuje.

Kiedy odsłaniam uszy, nic nie słychać. Moja klatka piersiowa szybko podnosi się i opada, kiedy pękam i zaczynam płakać. Jestem przerażona, doszło do tego momentu, w którym po prostu muszę się wypłakać.

Minutę później słyszę delikatne pukanie.

- Zostaw mnie w spokoju! - płaczę.
- Aubrey? Co ci jest? - jego głos jest słaby, prawie bezsilny. Teraz czuję się zmieszana.

Podnoszę się i widzę, jak marszczy brwi na mój widok, kiedy otwieram drzwi.

- Co się stało? - nie tracę ani chwili i przytulam się do niego. Trzęsę się, kiedy zaczynam znowu płakać, opiera się o ścianę dla wsparcia.



- Ktoś mnie śledził. Śmiał się i nie wiedziałam, co robić. - płaczę jeszcze bardziej, na co ten przytula mnie mocniej. Mój szloch załamuje się i jestem przerażona.
- Shhh, już dobrze skarbie. Wszystko będzie dobrze. - całuje mnie w czubek głowy.
- Co jeśli on nadal jest w domu? - szybko go puszczam i rozglądam się spanikowana.
- Aubrey, nikogo tu nie ma. - mówi, na co przypominam sobie, że to samo mówił mi Johnny.
- Nie, Harry. Coś tu się dzieje i to nie jest normalne. - wzdycha, kręcąc głową.
- Myślę, że musisz się przestać.
- Łatwo ci to mówić, bo to nie ty byłeś przez kogoś prześladowany! - wycofuję się z powrotem do łazienki i zamykam ją.
- Aubrey. W porządku, przepraszam. Wierzę ci. - wkurza mnie, ale stara się na to patrzeć trzeźwo. Gdy nie daję mu odpowiedzi, słyszę jak odchodzi.

Patrzę w lustro, mam bladą twarz, sińce pod oczami. Zdejmuję szpitalną koszulę i odkręcam kurek. Po chwili całe pomieszczenie jest zaparowane, a ja wchodzę pod gorący prysznic. Szwy wydają się być w porządku, ale uważam, aby nie dotknąć rany, zapobiegając infekcji.

Moje mięśnie rozluźniają się od ciągłego spinania, pozwalam wodzie zmoczyć moje długie włosy. Szklane drzwiczki zakrywają moją nagą skórę od drugiej strony.

Przyglądam się drzwiom i powoli zauważam czyjeś palce, sunące po nich, pisząc jakieś słowa.

Potwór zasługuje, by być trzymanym w klatce.

Wargi zaczynają mi się trząść, krople wody spływają po twarzy i wtedy zaczynam krzyczeć.

________________________________________________________________

Muzyka wydaje mi się adekwatna do sytuacji, 
słuchałam tego cały czas, pisząc to. :D
Nie bójcie się, całuski! :*

+ domek Aubrey i Harry'ego. :)



~*~

Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

sobota, 10 stycznia 2015

CHAPTER 39

Aubrey POV

Biegniemy, Harry kuleje. Zaczyna robić się ciemno i zimno przez co mogę poczuć, jak na mojej skórze robi się gęsia skórka. Suche liście szeleszczą nam pod stopami, zapach deszczu sygnalizuje, że zaraz będzie padać.
- Nigdy nie pomyślałabym, że jest takim świrem. - mówię szeptem, widząc, jak Harry pochyla się przy drzewie, próbując złapać oddech.
- Taa, a mówiłaś, że był dobrym przyjacielem. Powinien siedzieć w jakieś izolatce. - widzę, jak opiera się o drzewo i siada na ziemi. Przygryza wewnętrzną stronę policzka, próbując nie krzyczeć z bólu, kiedy odwiązuje kawałek koszuli, użytej jaki bandaż do swojej rany. Syczy i dotyka jej, ale ja cieszę się ze świadomości, że krwawienie ustało.
Podchodzę do niego i siadam obok. Podnosi głowę w górę, starając się zrelaksować.
- Przepraszam. - patrzy na mnie z dezaprobatą na twarzy.
- Nie zrobiłaś nic, za co miałabyś przepraszać, skarbie. - uśmiecha się lekko.
Uśmiecham się i relaksuję. Delikatny szum drzew sprawia, że się uspokajam. Ale nagle serce zaczyna mi bić tak szybko, że mogę usłyszeć jego bicie, kiedy obraz ciała Liam'a staje mi przed oczami. Nie widziałam tego. Nie było mnie tam. Nic nie zrobiłaś.

Och, ależ zrobiłaś.

- Harry, chodźmy. - łapię jego rękę i próbuję podnieść.
- W porządku, dam radę. - puszczam go i obserwuję, jak próbuje wstać. Wspiera się ręką, przytrzymując drzewa.
- Co to? - mówi, wskazując na coś. W końcu wstaje, chwyta cokolwiek ma pod ręką i rzuca, aby to sprawdzić, wtedy naszym oczom ukazuje się coś, co dobrze znamy.
- Pizdy śledzą nas. - rozgląda się wokół, podnosi wzrok na drzewa, okazuje się, że byli obserwowani przez bardzo długi czas.


*

*


- Myślisz, że nas znajdą? - rozglądam się po lesie, kiedy Harry wsiada do auta; kamery leżą roztrzaskane na kawałki na ziemi. Odwracam głowę, słysząc trzaskanie drzwiami.
- Dlaczego siadasz na fotel pasażera? - zamyka oczy i rozmasowuje skronie.
- Bo nie mogę prowadzić. Pamiętasz? - mówi wzburzony.
- Racja, przepraszam. - podchodzę do miejsca kierowcy i krzywię się, starając wsiąść, szwy dają się we znaki.
Odpalam samochód i ruszam.
- Dokąd jedziemy? - pytam, przybliżając się do kierownicy ze względu na to, że jestem niska.
- Najpierw musimy jakoś pozbyć się kuli z mojej nogi. - jęczy i zamyka oczy z bólu.
- Wystarczy! Zatrzymaj ten pieprzony samochód! - wrzeszczy. Wciskam hamulec, po czym ten otwiera drzwi i wyskakuje z auta.
- Aubrey! - wysiadam i idę za nim. Upada na trawę i siada. Rozrywa spodnie w miejscu, w którym jest ranny.
- Musisz coś dla mnie zrobić. - wzdycha i znowu jęczy. Wyciąga nóż z kieszeni po czym podaje mi go. Klękam przy nim, nie mając pojęcia, co będę musiała zrobić.
- Odwrócę wzrok, a ty w tym czasie wyjmiesz kulę. - otwieram usta, nie jestem pewna, czy będę w stanie przez to przejść.
- Posłuchaj mnie. Musisz to zrobić. - chwyta za kołnierz koszuli, gryzie go i odwraca wzrok.

Co? Nie jestem lekarzem. I daleko mi do chirurga. Podnoszę wzrok znad jego rany, widzę jego przerażony wyraz twarzy, kiedy przygryza kołnierz swojej brudnej koszuli.
Przełykam gulę w gardle, trzęsą mi się ręce. Jedną dłoń kładę mu za kolanem przytrzymując nogę, w razie, gdyby chciał walczyć. Drugą ręką trzymam nóż i powoli wkładam go do rany; jedyne, co mogę usłyszeć to krzyki chłopaka.
Wnętrzności mi się skręcają, kiedy krew zaczyna wyciekać i już wiem, że ciężko będzie mi wyjąć kulę.
- Harry, musisz zagryźć kołnierz najmocniej, jak potrafisz. - boleśnie kiwa, a pot ścieka mu z czoła. Wkładam nóż głębiej w jego skórę, aż do momentu, w którym mogę zobaczyć pocisk. Szybko go wyciągam.

________________________________________________________________

Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

czwartek, 8 stycznia 2015

CHAPTER 38

Dla tych, którzy zapomnieli, kim jest Alex - jest początkującym w S.W.A.T.
W rozdziale 21 wierzyli, że udało im się złapać Harry'ego, ale spartolili sprawę, kiedy ten schwytał innego surgenta. :p
Alex jest młodym mężczyzną, który dopiero się uczy i jest jedynym, który poustawiał kamery w lesie i oglądał nagrania.

**

- Alex, powinniśmy poczekać. - odwracam się, aby na nią spojrzeć, kosmyk włosów wypadł jej z koka, kiedy pochylała się nad ekranem.
- Czekać na  co? Kiedy będzie martwa? Nie widzieliśmy tej dwójki od miesiąca. Uważam, że już czas zacząć działać i w końcu go złapać. - patrzę w monitor, odtwarzając wcześniejsze nagrania.
- Tylko ja uważam, że ona się w nim zakochuje? - odzywa się Nydia, mrużąc oczy podczas wpatrywania się w ekran.
- To niemożliwe. - szydzę i zaczynam czytać więcej informacji w notatniku.


- Po prostu, spójrz, jak ona pozwala mu się obejmować. Przywiązała się do niego, jakby jej życie od tego zależało. - wskazuje na tą dwójkę. I ma rację.
Całuje ją w czoło i szepcze coś do ucha. Ta na końcu szlocha, ale nadal razem siedzą na trawie.
- Nigdy wcześniej nie widziałam, aby coś takiego się wydarzyło. Poukładana dziewczyna zakochuje się w szalonym, psychicznym, zabójczym, okropnie-atrakcyjnym palancie. - marszczę brwi na jej spostrzeżenie, na co ta tylko wzrusza ramionami na mój dziwny wzrok.
- Sargent dał nam rozkaz, aby nie atakować, ale czekam, aby dorwać Styles'a już od ponad miesiąca. - patrzę na monitor i widzę, jak go całuje. Zaciskam szczękę, koniec ołówka, który trzymam, łamie się pod ogromnym naciskiem.
- Wow, uspokój się tygrysie, przez chwilę to wyglądało tak, jakbyś był zazdrosny. - śmieje się, a się uspokajam.
- Nie, po prostu... Wygląda nie niewinną dziewczynę, zmuszaną do robienia rzeczy, których nie chce robić w swoim życiu.
Nydia nie odzywa się, teraz skupiła swoją uwagę na pustym monitorze, w którym jeszcze niedawno były trzy żyjące osoby. Teraz dwie odeszły, a jedna została martwa.
- Co robimy z ciałem? - pyta.
Odpowiadam, chwytając przy tyn walkie talkie.
- Tutaj oficer 18, oficerze 78.
- Oficer 78, co się dzieje?
- Musimy kogoś zabrać. - puszczam guzik i czekam na jego odpowiedź.
- Kto jest ofiarą?
- Liam Payne.
- Och, upewnię się, go zabiorą. Szukaliśmy go od kiedy wsadziliśmy go do instytucji. - żegnam się i odkładam urządzenie na swoje miejsce.
- Więc 78 szukał go? - Nydia siada obok mnie; na takim samym krześle, jak moje.
- Tak. Był gotów uciec-
- Mój boże, Alex, patrz! - patrzę w stronę, w którą wskazuje.
Na ekranie, gdzie leży Liam Payne, jego prawa ręka drga. On wciąż żyje.
- Dzwoń do wszystkich dowódców, mamy alarm 220. Wszyscy mają być gotowi z załadowanym sprzętem. - dłonie mi się trzęsą, kiedy powtarzam.
- Alex, nie wydaje mi się, aby to wszystko... - patrzę na kilka ekranów, które tutaj mamy i na piątym, wydaje się, że Harry odkrył kamerę.
Przełykam gulę w gardle i patrzę jak marszy brwi po czym zrzuca małą kamerę na ziemię, rozbijając ją swoją zdrową nogą. W rezultacie kamera traci sygnał.
- Wiedzą, co zamierzamy. I wydaje mi się, że wiem, co zamierzają potem zrobić. - Nydia zwraca się do mnie twarzą bez wyrazu.
- Co takiego?
- Zamierzają uciec. - moje oczy zrobiły się wielkie, gdy odwracając się do ekranów i widzę, jak kamera po kamerze tracą swoje sygnały.

__________________________________________________________________

W następnym rozdziale będzie trochę o Naszych gołąbeczkach. :D
+ Zbliżamy się wielkimi krokami (bo tylko 2 rozdziały) do zakończenia I części opowiadania. :o 
kto by pomyślał? Szybko minęło. 

~*~

Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

poniedziałek, 5 stycznia 2015

CHAPTER 37

ważna notka pod rozdziałem!

Aubrey POV

Harry zaciska rękę na moim udzie, jego oczy zrobiły się wielkie, jest w szoku tak samo, jak ja. Liam patrzy na nas jak psychopata i znowu puka w szybę.
- Otwórz. - mówi.
- Co zrobimy? - szepczę do Harry'ego, jednak nadal patrząc na Liama.
- Masz koszulę. - kątem oka widzę, jak wyciąga rękę do tyłu i chwyta koszulę szpitalną, którą wcześniej miałam na sobie.
- Załóż ją. - jego siedzenie wciąż jest opuszczone do tyłu, więc nie jest niewidoczny dla Liama. Mój wzrok wciąż spoczywa na chłopaku, dopóki nie zakładam z powrotem koszuli. Kiedy mam ją już na sobie, podnoszę wzrok, aby znów na niego spojrzeć, ale nikogo nie widzę.
- Harry... on zniknął. - panicznie patrzę przez okna samochodu, kiedy Harry podnosi się.
Oboje rozglądamy się dookoła, w tym momencie słyszymy tylko własne oddechy, "Co zrobimy?", rozgląda się i znajduje swoje ubrania. Siadam na z powrotem siedzeniu pasażera i rozglądam dookoła po raz tysięczny.
- Myślę, że powinienem wyjść na zewnątrz. - mówi, kończąc się ubierać.
- Nie, on cię skrzywdzi. - kręci głową i otwiera drzwi, kiedy nagle okno, przy którym siedzę tłucze się, a czyjaś ręka łapie mnie za szyję, powodując mój przenikliwy krzyk.
- Myślałaś, że mi uciekniesz, mam rację księżniczko? - mówi, drugą ręką otwierając drzwi, po czym wyciąga mnie z samochodu. Jego ręka zacieśnia się na moim gardle i ciągnie z dala od auta, kiedy Harry wybiega, aby mnie uwolnić.
- Sądziłaś, że mi uciekłaś, co? Cóż, przykro mi to mówić, ale zabawa dopiero się zaczyna. - mogłam poczuć, jak krew, którą wypluł, ścieka po moim czole. Harry staje przed nami z bronią wymierzoną w Liam'a, lecz ten nie zostaje mu dłużny. Przykłada broń do mojej skroni, grozi mu.
Harry robi krok w stronę Liam'a, na co jego ręka mocniej owija się wokół mojej szyi, dusząc jeszcze bardziej. Liam celuje w Harry'ego i strzela, raniąc go w nogę. Złowieszczy śmiech Liam'a odbija się echem po lesie.
- Harry! - moje małe dłonie starają się zabrać jego silne ramię ze mnie, ale powoli jestem wciągana wgłąb lasu, kiedy Harry próbuje wstać.

*

*

Harry POV

- Kurwa. - klnę, łapiąc się drzewa obok mnie. Przyrzekam, że go, kurwa, zabiję. Przygryzam dolną wargę, kiedy w końcu udaje mi się wstać z ziemi. Moja lewa noga jest bezwładna, mimo tego idę w stronę, z której słyszałem jej błaganie o pomoc.
Niech to będzie lekcja - nigdy nie uprawiaj seksu, będąc w środku lasu, kiedy jakiś psychol cię ściga, uwierz mi, to się źle skończy.
- Harry! - słyszę ją, wciąż się oddala. Pozostaję cicho, ale podążam za dźwiękiem jej przerażonego głosu, zajmuje mi to chwilę, jednak w końcu ich widzę. Wciąż próbuje ją ciągnąć, ale znając moją małą Aubrey, wiem, że nie podda się bez walki. Jej ciało szarpie się pod nim, próbując go uderzyć.
Jej zachowanie wkurza go i w końcu pierwszy raz uderza ją w twarz, tworząc małą ranę. Związuje ją, a ja z trudem powstrzymuję się przed zastrzeleniem go. Chcę, aby umierał w okropnych męczarniach, chcę, aby błagał mnie, abym przestał. Chcę, aby powoli spłonął w piekle.
Kiedy kończy ją związywać, mam nadzieję, że zostawi ją samą i odejdzie, ale jestem w błędzie, bo widzę, jak jego ręka powoli zaczyna wchodzić pod jej koszulę... Zaciskam szczękę, trzymając broń w ręku.

Odstrzel mu tą ohydną łapę. Podpowiada mi moja podświadomość.
Skręć mu kark. Ciasno zaciskam oczy, starając nad sobą zapanować.

- Harry! - płacze.
- On po ciebie nie przyjdzie! Jeszcze nie załapałaś?! Nie kocha cię. Zostawił cię. - jego zakrwawiona twarz pochyla się ku niej, kiedy ta nie przestaje powtarzać mojego imienia.
- Mylisz się. On zawsze przy mnie będzie. - marszczy brwi na jej słowa i lekko chichocze, co po chwili zmienia się w głośny, szyderczy śmiech.
- Księżniczko, założę się, że nie dałby za ciebie nawet złamanego grosza. Byłaś dla niego tylko seks-zabawką. - moja wściekłość jest już tak wielka, że nawet nie zauważam, że już stoję tuż za nim.
- Mylisz się. Powiedz "cześć" mojemu Ojcu w piekle. - rękami chwytam go za głowę i przekręcam ją, słysząc pęknięcie. Jego ciało spada tuż przed Aubrey, więc szybko go przesuwam. Łzy ciekną jej po twarzy, kiedy ją rozwiązuję, moja noga jest na skraju przed odcięciem, jeśli natychmiast czegoś na niej nie zawiążę, aby zatrzymać krwawienie.
Kiedy w końcu jest wolna, potrzebuję chwili, aby urwać kawałek rękawa i obwiązać nim sobie nogę, klnąc przy tym z bólu. Spoglądam na nią, wciąż siedzi skulona na ziemi i płacze. Po tym wszystkim czuję się jak gówno, pozwalając mu zrobić jej coś takiego, powinienem był zabić go od razu.
Ostrożnie siadam obok niej, delikatnie łapię i sadzam na zdrowej nodze, po czym owijam ręce wokół jej drżącego ciała.
- Shhh, już dobrze. Już po wszystkim, jestem tutaj.
Mimo tego, że jesteśmy swoimi przeciwieństwami, mamy przeciwne postawy, zawsze będę tutaj, aby ją chronić. I tak, wiem, zgwałciłem ją, biłem, ale jej uczucia do tego czarnego charakteru rosną, i po prosu nie mogę pozwolić jej odejść.

__________________________________________________________


Kochane, przykra sprawa, ale rozdziały nie będą pojawiały się już tak często. Zauważyłam, że jeśli tak często zostają one dodawane, to po prostu przestajecie komentować i spada mi liczba wyświetleń. Ustalam więc, że: 
Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).
W zależności od ich ilości ustalę, w jakich odstępach czasowych będą się pojawiać.

niedziela, 4 stycznia 2015

CHAPTER 36

Ostrzeżenie! 
W tym rozdziale znajdują się treści o charakterze erotycznym. 
Czytasz na własną odpowiedzialność.

Aubrey POV

Liam jedzie zaraz za nami, wychyla się przez okno i strzela, trzymając broń w lewej ręce. Ręce wciąż mi się trzęsą, ale nadal staram się w niego wcelować. Oba samochody wyraźnie przekraczają dozwoloną prędkość, co powoduje, że denerwuję się jeszcze bardziej. Auto Harry'ego cały czas jest ostrzeliwane, przez co ma mnóstwo wgnieceń od kul. Strzelam raz jeszcze i w końcu trafiam w przednią szybę samochodu jadącego za nami, która teraz jest w kawałkach. Zatrzymuje się z tego powodu ze wstrząśniętą miną. Jego auto zostaje w tyle, kiedy Harry nie zatrzymuje się ani nie zwalnia.
Siadam z powrotem, mój oddech jest szybki, a serce wali jakby chciało mi wyskoczyć z piersi.
- Masz. - kładę mu broń na kolanach i patrzę przed siebie. Nic nie mówi, nawet na mnie nie patrzy. Myślami wydaje się być zupełnie gdzieś indziej, za co jestem mu wdzięczna.
Popadam w paranoję i nie przestaję co chwilę obracać się za siebie, upewniając, że nie schował się na tylnym siedzeniu.
Mija godzina i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że nie jedziemy do naszego domu. Harry zatrzymuje się, kiedy znajdujemy się na środku lasu.
- Co my tutaj robimy? - nic nie mówi, tylko wyciąga kluczyki ze stacyjki.
- Harry... - odwraca się i patrzy na mnie, oblizuje wargi i czuję się bardzo dziwnie, kiedy tak się na mnie gapi.
W jednym momencie znajduję się na jego kolanach. Obejmuję nogami jego talię, jego twarz znajduję trochę niżej od mojej.
- Nie umiem być na ciebie zły, choćby nie wiem co. - wzdycha. Jego oddech uderza o moją szyję, kiedy kładzie głowę między nią, a ramię. Jego usta składają na mojej szyi delikatne, gorące pocałunki. Mimowolnie dłońmi schodzę w dół i wkładam je pod koszulkę Harry'ego.
- Chcę cię dotknąć kochanie. Chcę słyszeć, jak jęczysz moje imię. - odzywa się swoim głębokim głosem, przenosząc pocałunki na mój podbródek.
Jego dłonie wchodzą pod moją szpitalną koszulę, podciągając ją w górę, aż w końcu zdejmuje i rzuca na tylne siedzenie. Moja pudrowo-różowa bielizna zatrzymuje go, na co zaczyna śledzić ją palcem. Mogłam poczuć jak wzbiera się we mnie pożądanie. Przestaje, a jego palce dotykają mojej rany na brzuchu. Jest ostrożny, kiedy dotyka świeżej rany, przyglądam mu się, kiedy nie przestaje na nią patrzeć.
- Harry?
Podnosi na mnie wzrok, ma kamienny wyraz twarzy.
- Przepraszam.
- To już nie ma znaczenia. - nie daje mi szansy, aby coś powiedzieć, bo łapie za moje włosy i mocno całuje. Nie było w tym pasji ani słodkości, on po prostu tego potrzebował. Potrzebował mnie.
Nie marnowałam czasu i powoli zbliżyłam się do niego, moja klatka piersiowa przy jego. Dłońmi jeździł mojej talii, kiedy nagle prawą dotknął mojego tyłka. Dłonie Harry'ego wślizgnęły się pod koronkowy materiał bielizny, aby ścisnąć mój tyłek. Sapnęłam prosto w jego usta, dzięki czemu wpuściłam go do moich ust, nasze języki walczyły ze sobą o dominację. Oderwaliśmy się na chwilę od siebie, aby złapać oddech, ale nie trwało to długo, bo pochyliłam się, aby pocałować jego szyję. Moje usta zostawiały fioletowe ślady na jego opalonej skórze, następnie polizałam je i dmuchnęłam. Tylko nasze głośne oddechy były słyszalne w samochodzie.
Jego duża dłoń chwyciła moją mniejszą i poprowadziła w stronę jego krocza, które chciało już zostać uwolnione z tych jeansów. Położył moją dłoń na swoim penisie. Przeklina, prowadząc moją dłonią i pokazując, co mam robić. Przygryzam dolną wargę, patrząc na jego jeansy, uwalniam swoją dłoń z jego, a ten otwiera oczy z pytającym wyrazem twarzy.
Odważnie rozpinam mu spodnie, odsłaniając czarne bokserki. Palcami bawię się ich gumką po czym chwytam go w dłoń. Zaczynam robić to tak, jak mi to pokazał przed chwilą, poruszając w górę i w dół na początku, jęknął "Szybciej", na co zwiększyłam tempo.
- Nie mogę się powstrzymać, kurwa. - zatrzymuje mnie i wskazuje, abym się trochę podniosła. Opuszcza spodnie i bokserki jeszcze niżej po czym chwyta moje majtki i ściąga je do kolan. Delikatnie chwyta mnie za talię, podnosi swoje biodra i wchodzi we mnie.
Jęczy moje imię, a ja jęczę jego. Zapominam o wszystkim, co mi zrobił i kręcę biodrami, słysząc jak wypowiada moje imię. Łapie mnie za biodra i nalega, abym zakręciła nimi jeszcze raz. Jego dłonie podchodzą do mojego stanika, rozpinając go i rzucając na tylne siedzenie.
Dochodzimy w tym samym czasie, nasze spocone ciała leżą razem, moje na jego. Okna są zaparowane, nie pozwalają nam zobaczyć, co dzieje się na zewnątrz.
Włosy przykleiły się do mojej zaczerwienionej twarzy, jego ramiona oplatają mnie. Moje piersi przylegają do jego twardej, mokrej klatki piersiowej, unosząc się i opadając próbują złapać powietrze w płucach.
- Powinienem częściej cię pieprzyć. - mówi, kiedy ja całuję jego klatkę piersiową raz jeszcze.

*

*

Mija pięć minut od kiedy usiadłam na swoim miejscu, wypuszczając Harry'ego, a teraz słyszymy, że ktoś puka w okno naszego auta.
Patrzymy się na siebie, nasze oczy są szeroko otwarte. Okna są wciąż zaparowane, więc to niemożliwe, abyśmy mogli zobaczyć, kto to.
Podnoszę drżącą rękę i wycieram okno.
Na zewnątrz, z wielkim uśmiechem stoi Liam. Kawałki szkła tkwią na całej jego twarzy, jest cały we krwi, kiedy wymierza broń prosto we mnie.

___________________________________________________________

Nie wiecie, jak głupio mi było, pisząc coś takiego. :o Łapałam się za głowę, nie wiedząc, jak to wszystko ująć. :D I wstydziłam się! Serio się wstydziłam! Ojeju, jeju, mam nadzieję, że jakoś to wszystko wyszło i będzie się jarać tak samo, jak ja zboczuchy. ^^ <3

+ Czyż Aubrey i Harry nie wyglądają razem uroczo? <3






sobota, 3 stycznia 2015

CHAPTER 35

Aubrey POV

Powietrze w pokoju stało się ciężkie i czekałam tylko na dalszy rozwój sytuacji.
- Kochasiu, nareszcie przyszedłeś po swoją morderczynię dzieci, co? - Liam uśmiechnął się, jego słowa jeszcze bardziej rozwścieczyły Harry'ego.
- Jak ja cię, kurwa, nienawidzę. - Harry podszedł do Liam'a, popchnął krzesło do tyłu i teraz obaj znajdują się na podłodze.
- Harry, przestań! - usilnie staram się wyjść z łóżka, ale poddaję się, kiedy czuję ból.
Pięści Harry'ego okładają Liam'a, mimo, iż ten stara się ich unikać.
Dłońmi odnajduję czerwony guzik przy łóżku, który jest podłączony do przewodu. Kciukiem naciskam go wiele razy.
Po chwili zauważam wchodzące pielęgniarki, jednak zatrzymały się i wtrąciły, widząc dwóch głupich chłopaków bijących się.
- Wezwij ochronę, już! - krzyczy pielęgniarka, wyglądając zza drzwi i instruując starszą kobietę za biurkiem.
- Chłopaki, przyhamujcie! - doktor Malik wchodzi pomiędzy nich, odrywając od siebie, aby się nie pozabijali.
- Ty skurwysynie, poczekaj, aż stąd wyjdziemy! Przysięgam do diabła, zabiję cię! - Harry grozi Liam'owi, a ochrona wtrąca się i wyprowadza chłopaków osobno z pomieszczenia. Wrzeszczą na siebie podczas prowadzenia ich wzdłuż korytarza. Boję się o to, co mogą zrobić, kiedy zostaną wyprowadzeni na zewnątrz. Zamieram, słysząc wystrzały.

~

~

Harry POV

Krew jest wszędzie, kule latają, a ja pochylam się, aby nie dostać. Liam jest większym wariatem, niż sądziłem, nawet ja bym czegoś takiego nie zrobił... tak myślę.
- Styles kurwa, wstawaj, bo idziesz ze mną. - podnosi mnie i przystawia broń do karku.
To zabawne, że myśli, że zrobię to, czego chce. Mój łokieć wymierza mu cios w brzuch, na co łapie się za miejsce, w które go uderzyłem, a ja natychmiast uciekam. Biegnę do jej pokoju, słysząc wystrzały próbujące mnie trafić. Wpadam do pomieszczenia i widzę, jak stoi skulona pod ścianą.
- Harry, co się dzieje? - nie mówię ani słowa, tylko podnoszę ją i wybiegam przez drzwi. Zaczynam się denerwować, kiedy nie widzę Liam'a na ziemi. Nie sądzę, aby danie Aubrey jako jedyną pacjentkę na tym piętrze było dobrym pomysłem, do tego tylko z trzema pielęgniarkami do opieki, szczególnie, kiedy trzech czy dwóch ochroniarzy już nie żyje. Szybko biegnę do windy.
- Aubrey, wciśnij guzik, szybko! - o nic nie pyta, tylko wciska go z milion razy, nim drzwi w końcu się otwierają i migiem wchodzimy go środka.
Kiedy przyciskam guzik, aby drzwi się zamknęły, Liam pojawia się na końcu korytarza i próbuje strzelić, ale pudłuje, kiedy kula przelatuje blisko głowy Aubrey i trafia w ścianę windy.
Wciskam guzik jeszcze szybciej i drzwi w końcu się zamykają.
Cała się trzęsie na moich rękach, mogłem poczuć, jak szybko bije jej serce.
- Jak my się stąd wydostaniemy?!
- Zamknij się do kurwy, a może będziemy mieli szansę stąd uciec. - moja szczęka się zaciska.
Wie dlaczego jestem wściekły i dla jej własnego dobra powinna siedzieć teraz cicho.
Kiedy drzwi się otwierają, wybiegam i biegnę do wyjścia.
- Młody człowieku, panna Evans nie jest jeszcze gotowa, aby wyjść! - doktor wcina się przez co mam ochotę uderzyć go w twarz, ale ignoruję go i wybiegam przez drzwi z nią na rękach.


*


*


*


*


- Harry, on jest za nami. - mówi.
- Masz, postaraj się nie spudłować. - patrzy na mnie w szoku.
- Harry, nie zastrzelę go.
- Już wcześniej kogoś zabiłaś, nie wydaje mi się, aby to była jakaś różnica. - mogę poczuć jej smutek. Mogę wyobrazić sobie lekką warstwę łez w jej oczach, kiedy chwyta broń. Jadę, dociskając gaz do końca, a Liam siedzi nam na ogonie.
- Otwórz okno i strzelaj! - wrzeszczę.

Otwiera okno i zaczyna się strzelanina.

___________________________________________________

Cóż, cholera.
Dla tych, którzy chcą widzieć - tak, Liam zabił rodziców Aubrey, ponieważ jest po prostu psychopatycznym mordercą. 
Grał dobrego chłopaka, ale musicie wiedzieć, że był w psychiatryku z jakiegoś powodu, to znaczy, zabił swojego tak jakby przyjaciela, a potem wmawiał, że on tego nie zrobił. Uwielbiał patrzeć, jak ktoś cierpi.
Zabił rodziców Aubrey, cóż, ponieważ kiedy powiedziała mu, dlaczego znalazła się w psychiatryku, pomyślał, że to idiotyzm, nigdy nie spotkał jej rodziców, a mimo to ich nienawidził. Sądził, że robi jej przysługę, a kiedy dowiedział się, jak Harry ją traktuje, chce, aby ten też teraz cierpiał.
Tak, to taka historia z umysłu Liam'a Payne'a. :D


+ Łapcie naszego doktorka Malika! Święty ananasie, do takiego lekarza mogłabym chodzić codziennie... *.*


Buziaki, Ann. :*

czwartek, 1 stycznia 2015

CHAPTER 34

Aubrey POV

Światła. Jasne światła rażą mnie w oczy, a zapach dezynfekowanych rąk drażni nozdrza. Pikanie monitora przykuwa moją uwagę, powoli siadam, kiedy nagle czuję ból, a gdy patrzę w dół, widzę mój brzuch owinięty bandażami. Wspomnienia z wczoraj powracają i z powrotem kładę się na łóżku.
Myślami jestem gdzie indziej, kiedy ktoś wchodzi. Jego buty powodują delikatne stukanie po podłodze, gdy podchodzi do mnie.
- Aubrey, cieszę się, że w końcu się obudziłaś. - mój wzrok kieruje się na twarz lekarza. Ma czarne proste włosy postawione do góry i brązowe oczy, patrzące w moje. Uśmiecha się i mówi:
- Będę sprawował nadzór nad tobą. Nazywam się Zayn Malik. Doktor Malik dla ciebie. - uśmiechnął się. Nie byłam w nastroju, aby być miła i uśmiechnięta, więc tylko delikatnie się do niego uśmiechnęłam.
- Zayn, potrzebuję coś przeciwbólowego. Ten ból mnie zabija. Mówię tak, jakbym przebiegła co najmniej milę, oddycham bardzo szybko. Byłam zdyszana z powodu moich głupich ruchów.
Chodził w kółko, otwierając szafki i sprawdzając opakowania. Wcześniej czy później dostaję to, czego potrzebowałam i rozluźniam się.
Kiedy miał już wychodzić, po prostu musiałam o coś zapytać:
- Umm, czy jest na zewnątrz ktoś, kto na mnie czeka? Jakiś chłopak? - zmarszczył brwi, a potem uśmiechnął się.
- Och, tak! Już od jakiegoś czasu czekał, aż się obudzisz. Chciałabyś go zobaczyć? - kiwam szybko głową. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć Harry'emu. Powinnam powiedzieć, że mi przykro? Ale nie jest. Czy będzie na mnie zły? Skrzywdzi mnie? Mam nadzieję, że nie. Ja po prostu nie chciałam zostać mamą. I nie miałam innego wyjścia, jak tylko zrobić to, co zrobiłam. Moje rozmyślenia przerwały się, kiedy drzwi przerażająco powoli się otworzyły. Moja radość na myśl zobaczenia kręconych włosów chłopaka szybko zniknęła, kiedy wysoki, umięśniony mężczyzna o jasno-brązowych włosach wszedł do środka. Jego okrutne, słodkie oczy wpatrywały się we mnie, jak leżę przerażona.
- Miło znowu cię widzieć skarbie. - mówi, kiedy przystawia krzesło do mojego łóżka. Lekko się podniosłam i odsunęłam od niego, jak najdalej mogłam.
- Co jest? Kot zjadł ci język? - powiedział i wykorzystał wolną przestrzeń od łóżka, aby wyciągnąć swoje nogi i położyć je na nim, ręce dał za swoją głowę i patrzy na mnie.
- Myślałam, że jesteś tym dobrym w tej całej sytuacji. Ale jesteś niczym innym, jak tylko zwykłą szumowiną. - mówię, chcąc go udusić.
- Mówisz tak tylko dlatego, że zabiłem twoją drogą rodzinkę. Och, woohoo, teraz jest im dużo lepiej tam, gdzie są. - jest tak spokojny, że powoduje, iż krew się ze mnie gotuje.
- Tylko dlatego, że nie miałeś swojego happyendu nie oznacza, że musiałeś niszczyć też mój.
- Powinnaś już wiedzieć, że nie istnieje coś takiego, jak szczęśliwe zakończenia, księżniczko. Wszyscy ludzie żyją w otchłani piekła zwanej życiem, więc nie łudź się, że takie historyjki o Kopciuszku istnieją. - powoli żuje swoją gumę, uśmiechając się, kiedy dostrzega, że patrzę na niego z obrzydzeniem.
- Liam, dlaczego tu do cholery jesteś? - zaciskam pięści na białym prześcieradle, kiedy czekam na jego odpowiedź.
- Co, nie mogę odwiedzić mojej ulubionej dziewczynki? - chce złapać mnie za podbródek, ale odpycham jego dłoń swoją ręką, powodując u niego chichot.
- Wynoś się. - podnosi brew, słysząc ode mnie te dwa słowa.
- Nie tak łatwo się nie pozbyć skarbie. - w końcu wstaje, ale przed wyjściem jego duża dłoń ląduje na moim udzie i zaczyna sunąć nią ku górze. Mój strach powraca, kiedy patrzy uważnie na moją reakcję. Chce zobaczyć, co zrobię. Mój oddech staje się nierówny.
- Aubrey, jest tu jeszcze ktoś, kto- - doktor Malik staje w miejscu, kiedy widzi sytuację, w jakiej się znajdujemy.
- Och, przepraszam, jeśli w czymś przeszkodz- - właśnie miał z powrotem zamknąć za sobą drzwi, kiedy krzyknęłam, aby się zatrzymał.
- Kto jeszcze przyszedł? - pytam, modląc się, aby to był Harry, który mnie uratuje.
- Uch, mówi, że jest twoim chłopakiem... - przez spojrzenie, jakim obdarował mnie i Liam'a, z pewnością pomyślał, że jestem szmatą.
- Może wejść. - mówię szybko. Potakuje i sekundę później wchodzi Harry w czapce beanie i okularach przeciwsłonecznych. Nie wygląda na szczęśliwego, kiedy mnie widzi, a gdy wzrokiem natrafia na Liam'a, wiem, że w tym pokoju za moment rozpęta się piekło.

____________________________________________________________

A więc tak, Liam powrócił...

~

Kochane moje, wszystkiego, co najlepsze, spełnienia Waszych najskrytszych marzeń! Niech ten 2015 rok obfituje w szczęście i same powodzenia. Oraz żeby spełniło się Nasze jedno, wspólne marzenie - koncert One Direction w Polsce! <3 
Jak Wam minął Sylwester? Dobrze się bawiłyście? Jak wyglądały wasze kreacje? Jestem bardzo ciekawa. :D 

Całuję, Ann. :*

* jeśli przeczytałaś/eś - zostaw komentarz *