sobota, 15 sierpnia 2015

Koniec koszmaru.


Witam moje piękne czytelniczki! Wiem, że wszystkie długo czekałyśmy na nowy rozdział! Chciałabym Wam jednak przekazać, iż ten rozdział jest rozdziałem ostatnim. Czymś niesamowitym było czytanie Waszych komentarzy i świadomość, że ta historia pochłonęła Was tak samo mocno, jak mnie. Jest mi ogromnie smutno, że to koniec Stalked, jednak cieszę się, że autorka dodała ten rozdział i dobrze jest wiedzieć, jaki koniec ma to historia. Cóż, bez zbędnych wyjaśnień, przedstawiam Wam rozdział ostatni fanfiction Stalked.

___________________________________________


Aubrey

- Będzie dobrze, proszę pani. - te cztery słowa przykuwają moją uwagę, kiedy kobieta odchodzi.

Dobrze. To słowo wywołuje u mnie wzruszenie, zaczynam płakać po cichu, wpatruję się w okno naprzeciw mojego łóżka, a za nim widzę moich rodziców. Patrzą na mnie ze smutkiem w oczach, wiedząc, że ich córka przeszła przez piekło, będąc nieobecną. Na początku nie miałam pojęcia, co się działo, dopóki oni mi tego nie wyjaśnili. Pielęgniarki szeptały, kiedy patrzyły na moją zszokowaną minę, gdy miła pani wzięła mnie za rękę i powiedziała mi, prawie szeptem, co się wydarzyło.
Przekopywałam mój umysł na temat tego, co mówiłam ja i zaczynałam wariować. Miła pani wróciła i pogładziła mnie po włosach jednocześnie odsuwając je z mojej twarzy, trzymała mnie tak, jakbym była jej córką, próbując mnie uspokoić.

Moi rodzice załatwiają papierkową robotę tuż przede mną, gapię się na nich, próbując nie zapomnieć, że wszystko z nimi w porządku. Nic się nie stało.

Kwiaty stojące przy moim szpitalnym łóżku znajdują się w kryształowym wazonie. Biała pościel jest złożona. Blade ściany są nieskazitelne. Moja skóra jest blada. Wyraz twarzy mojej mamy jest przerażający. Mój tata jest w porządku. Pielęgniarki są uprzejme i zawsze mają uśmiech na twarzy. A ja leżę tutaj pełna podziwu. Pełna podziwu, że ze mną wszystko w porządku.

Minął rok. Rok od kiedy leżę w tym łóżku bez ruchu. I natychmiast robię się zła. Zła na świat. Zła na pielęgniarki. Zła na ściany. Zła na pościel. I zła na kwiaty, i na wazon. Robię się tak przepełniona złością, że mogę usłyszeć tykanie zegarka, które z każdą sekundą staje się co raz głośniejsze. Mogę poczuć krew pulsującą w moich żyłach. Mogę poczuć serce łomoczące w mojej klatce piersiowej. Jestem tak zła na to, że zniknęłam. Zostawię to tak, jak jest. Zniknięcie jest dobre, ponieważ jestem sama. Sama ze sobą. A to wszystko, czego potrzebuję.

- Jak sobie radzi? - pytają moi rodzice.
- Dobrze. Po prostu musi zostać na jeszcze jeden tydzień, aby pomóc jej w powrocie do normy z poruszaniem całym ciałem. Cały rok bez ruchu może spowodować nieodwracalne szkody na jej sile. - i wtedy słyszę jego głos. I zamiast całkowitego zniknięcia, podnoszę na niego wzrok i zauważam, jak trzy pary oczu przyglądają mi się z niepokojem. Zaczynam myśleć o Harry'm. Zaczynam myśleć o tym, jak nos lekarza jest podobny do nosa Harry'ego. I że usta lekarza wyglądają, jak Harry'ego. I że jest tak wysoki, jak Harry. I że ma tak samo kręcone włosy, jak Harry. I że jego oczy mają ten sam błysk. I że ma takie same dłonie, jak Harry. I wtedy spoglądam na niego. Na lekarza. Patrzę na jego ubrania. Że ma na sobie biały fartuch. I na jego czarne spodnie i niebieską koszulę. I wtedy czytam jego identyfikator. I w tym momencie zaczynam znowu płakać. I wtedy moje sny się spełniają. Pan Styles marszczy brwi na mój wybuch płaczu i podchodzi z pomocą. Stara się mnie uspokoić, ale nie pozwalam mu na to.

A chcesz wiedzieć, dlaczego? Ponieważ znowu chce mnie zranić. Dlatego. Ponieważ po wypadku samochodowym na początku, zostałam schwytana przez tajemniczą osobę w masce. Potem schwytał mnie w samolocie, a po tym, jak się rozbiliśmy, znalazłam się w śpiączce. Byłam w śpiączce przez rok.

Pan Styles podchodzi i przytula mnie mocno, mówiąc, że to po długim czasie, kiedy byłam pogrążona we śnie i brak ruchu, wywołał u mnie wybuch emocji. Moje dłonie pchają. Moje stopy wierzgają dookoła, aby znaleźć drogę ucieczki. Chcę odnaleźć kontrolę.

Muszę mieć kontrolę. Ale nigdy nie miałam, albo nigdy nie będę mieć kontroli. Ponieważ jestem marionetką na sznurkach i tańczę dla tych, którzy mają kontrolę. Kontrola, której ja nigdy nie uzyskam i nigdy nie posiądę, będzie tańczyć bez przeszkód coraz dalej i dalej od mojej błagalnej postawy.

I zamiast upadku czy zdziwienia, on skupia się nad moimi słabymi kośćmi. Zaczyna mamrotać, że wszystko jest w porządku. Że ze mną jest wszystko w porządku. I to jest to, czego on chce- aby ze mną zawsze było wszystko w porządku. I kiedy w końcu wracam do uczucia, że jest w porządku, on prosi o pozostanie ze mną sam na sam. Potem pyta, co mi jest. Czuję, jakbym była na sznurkach, tańcząc do jego poleceń.

- Zamierzasz znowu mnie skrzywdzić.
Zatrzymuje się i mówi. - Dlaczego miałbym cię kiedykolwiek skrzywdzić?
- Ponieważ krzywdzisz wszystko, co masz na swojej drodze. Ponieważ jesteś potworem. Ponieważ nienawidzę cię za umieszczenie mnie tutaj.
- Ale ja nawet nie wiem, kim jesteś. - zaczyna mi się robić słabo na jego słowa. Ale on mnie zna.

Podczas, gdy siedzimy tutaj przez następną godzinę, eksploduję go rzeczami, które mi zrobił. Przez co przez niego przeszłam w moim długim śnie.

- Więc mówisz, że jestem mordercą, kryminalistą i gwałcicielem? - wydaje się być, jednym słowem, ciekawy, kiedy wpatruje się we mnie. W sumie to czuję ulgę. Nie strach. Ponieważ wiem, że ze mną wszystko w porządku. Te wszystkie rzeczy, przez które przeszłam nie były prawdziwe. I czuję się z tym dobrze.
- Ale to się nigdy nie wydarzyło. To wszystko działo się w twojej głowie. - wyjaśnia. Wiem, że to wszystko działo się w mojej głowie. Ale jak wyjaśnić incydent z samolotem i wypadek samochodowy, który mnie tu sprowadził?

Skupiam uwagę na swoich myślach. Wpatruję się w niego. Jego twarz jest taka bezbronna. Wygląda na szczerego i wystraszonego za mnie. Odczuwa mój niepokój. Niepokój, nie strach.

- Mogę cię o coś spytać? - zapytałam, jednak wciąż pozostawałam zaniepokojona.
- Wszystko.
- Jakie to uczucie?
- Jakie to uczucie czego? - był zainteresowany.
- Jakie to uczucie nie posiadać tylko kontroli, ale też siłę?
Usiadł cicho zamyślony, a potem przemówił: - To trucizna. Nie mam kontroli, ponieważ jej nie wybrałem. Kontrola powoduje szaleństwo człowieka bardziej jak z bogactwa czy ubóstwa. Ale mam siłę. Moja siła pomaga mi powiedzieć nie kontroli. I Aubrey, miałaś kontrolę nad swoim koszmarem. Miałaś kontrolę nad tym, co się działo i dokąd to mogłoby zajść. Po prostu wybrałaś okrutniejszą wersję mnie.

Po tym wstał i zostawił mnie.

Minął tydzień i po zakończonym leczeniu moich kości, znajduję się patrzącą na blade ściany. Już nie mam bladej skóry. Mój odcień skóry poprawił się. Kwiaty zwiędły, więc zostały zastąpione nowymi. Poskładana pościel została odłożona wraz z moją, moja mama myślała, że ona mogłaby mnie uspokoić. Ale ze mną wszystko w porządku. Pielęgniarki nadal utrzymują swoje uśmiechy. Moje serce jest spokojne. Moja mama i mój tata odczuwają ulgę. I wszystko ze mną w porządku. I Pan Styles przychodzi codziennie, aby mnie sprawdzić. Pan Styles jest miły i spokojny. U niego również wszystko w porządku. I wkrótce, kiedy zaczynam pakować moje koce i kwiaty, i żegnam się z pielęgniarkami, które zamiast radosnego uśmiechu, na ich twarzach widnieje ten smutny, kiedy mówią mi, abym na siebie uważała. Z nimi nie jest w porządku.

Ale u mnie wszystko jest w porządku.

Jednak zanim wychodzę, zatrzymuje mnie delikatna dłoń. Pan Styles wyciąga kartkę, na której widnieje narysowany miś i balony.

 - Chciałem ci to po prostu dać. Nie jestem złą osobą i mam nadzieję, że możesz to zrozumieć. - spoglądam w dół na kartkę w moich dłoniach. Powoli otwieram ją i czytam napisane ręcznie bazgroły na dole:

"Demony mogą przychodzić i odchodzić, a dopóki mieszkasz z jednym z nich przez rok, chcę życzyć ci bezpiecznego życia. Jesteś piękną dziewczyną, która zasługuje na szczęśliwe życie. Więc jeśli kiedykolwiek będziesz się bała i czuła beznadziejnie, daję ci mój numer. Chciałbym pokazać ci prawdziwego mnie. Nie tego złego. Uważaj na siebie i mam nadzieję ponownie zobaczyć cię, jednak w innych okolicznościach.

Harry Styles (xxx) xxx-xxxx"

Podnoszę na niego wzrok, a słaby rumieniec wkrada się na jego policzki.

- Dziękuję.

I odchodzę. Nie odwracam się, aby zobaczyć wyraz jego twarzy albo czy wciąż tam jest. Albo czy w ogóle istnieje. I pierwszy raz, będąc w samochodzie, pytam: - Mamo, czy ja nadal mam chłopaka?
Boi się odpowiedzieć, ale jeszcze raz, ze mną nadal wszystko w porządku.

- Skarbie, minął rok, on, uh, on musiał ruszyć do przodu. - odwraca się, aby na mnie spojrzeć, czekając, aż rozpłaczę się i zacznę krzyczeć albo wariować, ale zamiast tego kiwam głową. Rozumiem. Mam nadzieję, że jest szczęśliwy i wszystko z nim w porządku.

Wyciągam telefon wpisuję nowy numer telefonu do moich kontaktów.

Pierwszy raz wchodzę do mojego domu i siadam na mojej kanapie, robię głęboki wdech i mówię do siebie: Wszystko będzie w porządku.


***


- Wszystko ze mną w porządku. - Aubrey próbuje stanąć stopami na podłodze, aby upewnić samą siebie, że jest bezpieczna i nie znajduje się w złych rękach.

Jej złość względem przedmiotów ukazuje jej zawiść do tego, jak długo była nieobecna.

Tajemniczy mężczyzna w masce wciąż jest w jej głowie. Ale teraz to ona wybrała mieć kontrolę. Kontrolę, którą wybrała nie jest ani bogactwem, ani ubóstwem. Jest neutralna.

Aubrey stara się określić z maksymalną dokładnością punkt, w którym wszyscy są w tym momencie poprzez uporządkowanie stanu, w jakim się znajdują (U nich wszystko w porządku, u niego wszystko w porządku). To jej próby powrócenia do rzeczywistości ze wszystkim, co ją otacza.

Harry zdobywa jej zaufanie przez to, że wie, przez jak okropny sen musiała przejść i chce ją uspokoić, nie wiedząc, że to on jest kluczem do jej pęknięcia.

Słowo 'w porządku' udowadnia jej, że kiedy odeszła, nie było z nią w porządku, ale ze wszystkimi wokół, w prawdziwym świecie, było. Miała kłopoty i nikt nie mógł jej pomóc.

Rumieniec, który wdarł się na policzki Harry'ego po tym, jak przeczytała jego list, udowadnia, że żywi uczucia do pięknej dziewczyny, która spała przez rok.

I teraz zaczyna się prawdziwa historia. Koszmar skończył się, a cudowna kraina, która weszła do jej życia jest cudownym snem. (Z być może seksownym lekarzem, który udowodni jej, że się myli)

_


Koszmary mogą trwać jakiś czas. Niektóre mogą wydać się trwać wiecznie, ale nigdy nie trwają. Życie Harry'ego Styles'a i Aubrey skupione było na koszmarze, ale kiedy obudziła się, opuściła koszmar, by powrócić i poznać lepszą wersję jej koszmaru. Stanęła twarzą w twarz ze swoją teraźniejszością. I ruszyła do przodu, ponieważ człowiek będzie wiecznie nieszczęśliwy, o ile nie wybudzi się i nie wybierze ani bogactwa ani ubóstwa.

Dedykuję to tym, którzy pewnego dnia wybudzą się ze swoich koszmarów.

_______________________________________________

Jednak ze mną nie musicie się żegnać, 
ponieważ jestem tutaj: Callboy

Zapraszam!

wtorek, 24 marca 2015

CHAPTER 48

Poprzednio w Stalked:

"Uciekinierzy Harry Styles i Aubrey Evens są poszukiwani. Ekipa poszukiwawcza ma wskazówki, dzięki którym wiadomo, gdzie byli i co robili. Prosimy o informację, jeśli ktoś ich zauważy. Ta dwójka ma dokładnie opracowany schemat działania i są klasyfikowani jako niepoczytalni. Więcej informacji można znaleźć w gazecie codziennej, zostańcie państwo z nami na Kanale 6 Aktualności. Życzymy miłego dnia i prosimy zachować bezpieczeństwo."

Żałuję, że w ogóle je włączyłam.


Aubrey POV

Wyłączam radio, a 10 minut później wraca Harry i natychmiast odjeżdża.

- Dlaczego jesteś taki spanikowany? Nie miałeś zamiaru go po prostu znokautować i zabrać pieniędzy? - ciężko przełyka ślinę, pot tworzący się na czole zaczyna powoli spływać po jego twarzy.
- Zmiana planów. Powiedział coś, co mnie wkurwiło. - na zakręcie przyspiesza jeszcze bardziej, mimo tego przez krótki moment mogę zauważyć teraz już płonącą fabrykę.
- Dlaczego do diabła to zrobiłeś?! Nie rozumiesz, że policja siedzi nam na ogonie, a teraz to wygląda tak, jakbyś podał im miejsce, gdzie jesteśmy! - warczy na mnie, cały czas prowadząc.
- Nie wrócimy. Jedziemy gdzieś indziej.
- Co niby jest tym "gdzieś"? - wrzeszczę ze złości.
- Dom. - to jedno krótkie słowo sprawia, że się zamykam.

*

*

Lotnisko było najbardziej niepokojącą rzeczą, przez jaką musiałam przejść. Musieliśmy być bardzo ostrożni, żeby nie zostać złapanym, a w tym momencie byliśmy sprawdzani.

- Proszę podnieść ręce. - po tym strażnik przejechał wykrywaczem metalu wzdłuż mojego ciała. Poprosił, abym zdjęła okulary, co też zrobiłam, ale modliłam się, aby mnie nie rozpoznał. Jego wyraz twarzy nie zmienił się, to pewnie dzięki tonie makijażu na mojej twarzy.
- Proszę przejść przez wykrywacz metalu. - kiwnęłam i przeszłam przez maszynę, aby zobaczyć i usłyszeć, jak włącza się czerwone światełko, przez co straż kazała mi się z powrotem cofnąć.
- Czy masz przy sobie coś metalowego, miedzianego? Klucze, pieniądze? - wtedy przypominam sobie o obrączce.
- Uhh, tak. - głos mi się trzęsie, kiedy go ściągam i podaję mężczyźnie, po czym znowu przechodzę przez wykrywacz. Cisza.
- Proszę, pani Styles. - mężczyzna uśmiecha się do mnie, co tylko powoduje, że cała sztywnieję.

Słowa wygrawerowane na pierścionku zdradzają moją tożsamość, jednak ten mężczyzna wydaje się tego nie zauważyć. Potem szybko podchodzę do Harry'ego, łącząc moją dłoń z jego i szybko prowadzi do czekającego na nas samolotu.
Teraz wszystko, co muszę zrobić, to usiąść i cieszyć się lotem - o ile to w ogóle możliwe.

+ 18!

Zaparkowaliśmy w miejscu, w którym zostawiliśmy wszystkie wspólne wspomnienia.

- Mam złe przeczucia, wracając tu. - przyznaję.
- Kiedy ich nie masz? - niegrzecznie odpowiada i idzie przodem w stronę do domu.

Już czuję, że niedługo wybuchnie kłótnia, a jeszcze nawet nie weszliśmy do środka.

- Co teraz jest nie tak? - pytam podirytowana jego zmiennością nastrojów.
- Chcesz wiedzieć co jest nie tak? - burczy, otwierając drzwi. Pozwala mi pójść przodem, wchodząc za mną i trzaska drzwiami przez co lekko podskakuję.
- Nie tak jest to, że nie dotknąłem cię już od dłuższego czasu. - warczy.

Wciąż stoję, patrząc, jak przybliża się do mnie, jego oczy ją przymrużone, mogę poczuć, jak pochłania nas ciemność.

Spoglądam na niego i przybliżam się, nasze twarze są tak blisko siebie, mimo tego wciąż oboje marszczymy brwi.

- Rzeczy się zmieniają. Teraz moja kolej, aby przejąć inicjatywę. - szepczę mu do ucha, jego duża dłoń zaczyna kreślić kółka na mojej talii.
- Chciałbym zobaczyć, jak próbujesz skarbie. - przyjmuję wyzwanie.

Zaczynam go powoli całować, jego delikatne jak jedwab usta. To delikatny pocałunek, który wkrótce się kończy. Zdejmuję mu koszulkę, natychmiast przechodząc pocałunkami na jego szyję. Czuję, jak w moich żyłach zaczyna przepływać siła, kiedy słyszę jego cicho jęk.

- Nadszedł czas, aby pokazać ci, kto rządzi. - powoli zdejmuję swój t-shirt, pokazując czarny stanik, który mam na sobie. Chcę, aby mnie pragnął, chcę, aby o mnie błagał. Wyciąga rękę, aby mnie złapać, ale odsuwam się, lekko przy tym śmiejąc.
- Najpierw chcę, abyś na mnie patrzył. - cofam się, a ten siada powoli na kanapie, utrzymując swój wzrok na niczym innym, tylko na mnie.

Przygryzam wargę i powoli zaczynam rozpinać swoje jeansy, potem powoli zdejmuję je z nóg, dzięki czemu może przyglądać się delikatności mojej skóry. Ciężko przełyka ślinę, gdy moje ręce sięgają zapięcia stanika.

Odpinam stanik i nadal torturując Harry'ego, pozwalam górnej części bielizny opaść na podłogę, w końcu ukazując piersi. Jego następnym ruchem jest podniesienie się z kanapy, ale popycham go z powrotem i siadam na nim okrakiem, czując jego erekcję.

- Pamiętasz, jak powiedziałam ci, że jest w tobie diabeł? Cóż, myliłam się, bo on jest też we mnie. - zagryzam płatek jego ucha, przez co zaczyna oddychać jeszcze ciężej.

Moje dłonie dotykają jego torsu, wkrótce czuję metal jego paska. Odpinam go i powoli rozpinam guzik, następnie bardzo powoli rozpinam zamek, czuję, jak chłopak intensywnie się we mnie wpatruje.

Bawię się gumką od jego bokserek, pozwalając mojej dłoni w końcu dotknąć jego erekcji. Świszczący dźwięk wydobywa się z jego ust.

- Powiedz mi czego pragniesz. - proszę.
- Pragnę ciebie. - wyjmuję go spod cienkiej warstwy materiału.

Chce mnie dotknąć, jednak powstrzymuję go, ponieważ jeszcze z nim nie skończyłam. Schodzę z niego, jednocześnie podnosząc i powoli prowadzę go do sypialni.

- Chcę, abyś zdjął spodnie i bokserki. - odchodzę i obserwuję, jak robi to, co mówię. Czuję, jak oddech więźnie mi w gardle na widok jego, stojącego całkiem nago.

Podchodzę do miejsca, w którym stoi, a gdy staję naprzeciw niego, siada na łóżku. Podnosi wzrok i błyskawicznie zdejmuje moją bieliznę, więc teraz oboje jesteśmy nadzy.

- Pragnąłem cię takiej od naprawdę długiego czasu.

*

*

*

*

*

- Dziś na Kanale 6 mamy nowe wieści na temat ucieczki kryminalistów Harry'ego Styles'a i Aubrey Evens. - blond reporterka przesuwa kilka kartek na swoim biurku. - Zostaliśmy powiadomieni, że tą dwójkę zauważono ostatnio na stacji benzynowej. Dzisiaj jest z nami dr. Bern, aby wyjaśnić nam sytuację, której jesteśmy świadkami. - kamera odwraca się na mężczyznę w średnim wieku w okularach i kamiennym wyrazem twarzy.
- Dziękuję za zaproszenie Carol, z tego, co widzę, u tej dwójki stało się coś bardzo rzadkiego w tych czasach. Evens wydaje się pomagać Styles'owi w bardzo pokojowy sposób.
- Ale dlaczego to robi? - pyta Carol.
- Słyszałaś może kiedykolwiek o Syndromie Sztokholmskim? - odpowiada jej pytaniem na pytanie, przez co ta kręci przecząco głową z wyraźnym zmieszaniem.
- Syndrom Sztokholmski jest bardzo rzadkim przypadkiem, kiedy to osoba porywana przebywa ze swoim porywaczem przez długi czas, co powoduje rozwój uczuć właśnie do tego porywacza, a nawet pomaga w jego dalszych zbrodniach, ponieważ nie wierzy, że pewnego dnia zostanie uratowana. - kontynuuje. - Wydaje się być w transie, przez myślenie, że jej życie nie ma sensu, ponieważ straciła rodzinę. Styles wykonał kawał dobrej roboty, przekonując ją o jej "bezużytecznym" życiu, gdyby nie była z nim. Chodzi mi o to, że powinni natychmiast zostać zamknięci w więzieniu i odseparowani od siebie, ponieważ na dwójka nie została stworzona, aby być ze sobą. Wszystko, co robią to niszczą świat.

*

*

*

*

*

Aubrey POV

- Myślę, że piekło jest na nas gotowe.

___________________________________________

Witam kochane czytelniczki! Mam dla was pewne wieści.


Stalked niedługo się skończy. Autorka myśli o jeszcze jakiś 10 rozdziałach, ale nie jest tego do końca pewna. Z tym, że od 3 miesięcy nie dodała żadnego rozdziału... W takim wypadku na jakiś czas musimy się pożegnać ze Stalked - wciąż mam nadzieję, że rozdział 49 pojawi się niedługo. Jest mi bardzo przykro, ale nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać. :( 
Jednak ze mną nie musicie się żegnać, ponieważ Call Boy stale się rozwija! 
Mam nadzieję, że mnie nie zostawicie i będziecie śledzić losy Harley i Harry'ego. :*

Komentujcie! :)

piątek, 13 marca 2015

CHAPTER 47

Aubrey POV

Spał. Spał tak, jakby to był najlepszy sen, na jaki się zdobył od dawna. Jego ramiona ciasno zaciśniętymi wokół mnie, wydawało się, jakby nawet podczas snu nie chciał pozwolić mi odejść. Moje palce delikatnie suną po jego tatuażach na ręce. Jego skóra jest miękka, tatuaże pasują do niej idealnie.

Zostałam, bo zrozumiałam. Zrozumiałam, że z nim, albo raczej bez niego, byłabym skazana na samotne życie. Moje palce bawią się jego miękkimi włosami, kiedy przyciąga mnie do siebie w jeszcze mocniejszym uścisku. Kładę głowę na jego klatce piersiowej, raz jeszcze przesuwając palcem po znajdujących się na niej tatuażach. Jestem tak przyzwyczajona do bycia z nim, do uścisków, pocałunków, przytulania. To wszystko jest jak sen, sen, który nigdy nie sądziłam, że stanie się rzeczywistością.

Pierwszego dnia, gdy go całowałam, to było piekło. Teraz nie jestem tego taka pewna. Przeczytałam wiele historii o tym, jak główny bohater jest skończonym sukinsynem, w którym dziewczyna się zakochuje bez względu na wszystko. Czy moje życie jest takie, jak ich? Zakochałam się z chłopaku, którego wydawało mi się, że nienawidzę? Wiem, jaka jest prawda i to jest powód, dla którego chcę to powstrzymać. On jest kryminalistą, mordercą, więc dlaczego znowu zostałam? Przez uczucie? Przywiązanie? Wiele pytań krąży po mojej głowie, jednak mimo tego staram się zrelaksować.

Moja ręka zamiera, kiedy zauważam, co znajduje się na moim palcu. Obrączki, która kiedyś znalazłam w naszej szafce - teraz jedna z nich zdobi mój palec. Przełykam ciężko ślinę, ściągam ją i siadam. Ten przewraca się na drugą stronę przez mój nagły ruch. Czytam wygrawerowane litery i zaczyna mnie to przerażać, nie chcę wyjść za mąż za tego mężczyznę.

*

*

*

Liam POV

Rok: 2010, Miesiąc: Grudzień, Dzień: 13

- Jak tam? - pyta policjant Hendry, gdy ja odsuwam krzesło, aby usiąść.
- Dzień jak co dzień, to piekło. - cały czas utrzymuję ten sam wyraz twarzy. Po prostu to, w co jest ubrany naprawdę mnie wkurwia.
- Cóż, dobrze wiedzieć. Przyszedłem, aby zadać ci kilka pytań. - wyciąga kartki i długopis, po czym kładzie je na stole. Zawsze był entuzjastycznie nastawiony, jak na człowieka, który jest dyrygowany przez innych.
- Pytaj, o co zechcesz, ale wiesz, jaka będzie moja odpowiedź.
- Liam, jeśli chcesz, abym pomógł ci się stąd wydostać, musisz zacząć ze mną współpracować.
- To jest miejsce, do którego należę. - nienawidzę, kiedy sądzi, że dając mi kolejną krótką przemowę, sprawi, że otworzę usta i wygadam wszystko, co wiem.

Mocno marszczy na mnie brwi i przechodzi do pierwszego pytania, ignorując moje stanowisko.

- Czy wiesz albo masz jakiś pomysł, gdzie może znajdować się jej ciało? - pierwsze pytanie jest zawsze takie samo.
Moja odpowiedź również jest zawsze ta sama:
- Nie.

Wzdycha i zauważam, jak jego postawa słabnie.

- A masz jakiś pomysł, gdzie on może być?
- Spójrz, wiem, że to twoja robota i inne gówna, ale znowu, jak sądzisz, że odpowiem na twoje pytanie, skoro jestem tutaj tak długo jak pamiętam? Muszę tu być jeszcze przez dziesięć lat i mnie wypuszczą. - opieram się na krześle i krzyżuję ręce. Wiem, że dam radę przeżyć tutaj jeszcze dziesięć lat, ale czy on zniesie zadawanie mi tych samych pytań przez następne dziesięć lat?

Upuszcza długopis na stół i tak, jak ja, opiera się na starym, metalowym krześle.

- Po prostu mi to powiedz.
- Co się stanie po tym, jak zdecyduje zostać? - wytęża na mnie wzrok i wiem, że będę musiał mu coś powiedzieć, aby na jakiś czas dał mi spokój. - To prosta odpowiedź. Zrobią to, co wychodzi im najlepiej.
- Czyli co? - ślinka mu cieknie z ciekawości.
- Dostali kasę od Josha.

Marszczy czoło i zapisuje odpowiedź na kartce.

- Jak to zrobili?
- Powiedziałem za dużo.

*

*

*

*

Aubrey POV

- Dlaczego nie możemy po prostu wyjechać? - rozpaczliwie mówię do Harry'ego, gdy przyspiesza w drodze do zakładu.
- Kazał mi zrobić gówno, za które musi zapłacić.
- Harry, po prostu zapomnijmy o nim i o tym wszystkim i wyjedźmy.
- Są rzeczy, o których nigdy nie da się zapomnieć. - skręca i zatrzymuje się w kącie parkingu.
- Jeśli nie chcesz iść to zostań tutaj. - trzaska drzwiami samochodu i odchodzi. To, co planował zrobić, wstrząsnęło mną najbardziej. Pierścionek, który dziś rano miałam założony na palec, wciąż jest na swoim miejscu, włączam radio samochodowe i zaczynam go słuchać.

"Uciekinierzy Harry Styles i Aubrey Evens są poszukiwani. Ekipa poszukiwawcza ma wskazówki, dzięki którym wiadomo, gdzie byli i co robili. Prosimy o informację, jeśli ktoś ich zauważy. Ta dwójka ma dokładnie opracowany schemat działania i są klasyfikowani jako niepoczytalni. Więcej informacji można znaleźć w gazecie codziennej, zostańcie państwo z nami na Kanale 6 Aktualności. Życzymy miłego dnia i prosimy zachować bezpieczeństwo."

Żałuję, że w ogóle to włączyłam.

___________________________________________________


Pojawił się nowy rozdział Call Boy . Zapraszam!

czwartek, 5 marca 2015

CHAPTER 46


*


*


*


Jedyne kim chcę być, jedyne kim chcę kiedykolwiek być, yeah,
to być kimś dla ciebie.


Aubrey POV

Przez chwilę patrzę, jak wskazówki zegara poruszają się z każdą minutą, powieki zamykają się z każdą minutą co raz bardziej. Pozwalam sobie odpocząć, pomyśleć. Myślenie nie jest dla mnie dobre, ale nie mam nic innego do roboty.

Myślę o tęczy, o jej kolorach i zastanawiam się, dlaczego znajdują się właśnie w takiej kolejności. Myślę o tym, że każdy jest wyjątkowy na swój własny sposób. Myślę o wszystkim i o niczym.

Moje bicie serca jest powolne, powolne, jak zegar, na który intensywnie patrzę. Moje dłonie spoczywają na drewnianym biurku i jeszcze raz powracam myślami do liceum. Nie słyszę nic, prócz mojego oddechu, kiedy powoli wzdycham, wszystko, co w tym momencie robię jest powolne. Wyobrażam sobie, że jestem w swoim świecie, gdzie mogę być szczęśliwa, gdzie mogę być szczęśliwą dziewczyną.

Sięgam po ołówek, ale po chwili przypominam sobie, że nie mam żadnego ołówka, nie mam nawet kartki.

* Patrzę do mojego plecaka, szukając ołówka do pisania, i na moje szczęście, nie mam żadnego.

- Chcesz pożyczyć ołówek? - podnoszę wzrok na Austina z wyciągniętą do mnie rękę z ołówkiem.
- Och, tak, dzięki. - chwytam go i szybko uciekam wzrokiem, wiem, że moja twarz nabrała odcień głębokiej czerwieni.

Szybko piszę na kartce słowa 'Ms. Len' i postanawiam naostrzyć ołówek, ponieważ moim zwyczajem jest mieć zawsze zatemperowane ołówki. Wkładam go do temperówki i zaczynam nim kręcić.

- Dlaczego nie użyjesz długopisu? Mam jeden jeśli chcesz. - patrzę w górę, aby ujrzeć jego, stojącego obok mnie. Jego kręcone włosy są w nieładzie, a jasne, zielone oczy patrzą na mnie.
- Nie, jest dobrze. - odpowiadam krótko. Z tego, co słyszałam, ma coś dla mnie, ale wcześniej czy później będzie musiał odejść, kiedy dostrzeże, że nie jestem zainteresowana.

Wracam do mojej ławki i zaczynam odpowiadać na pytania zadane każdemu z nas.

1) Co chciałbyś/chciałabyś robić po ukończeniu liceum? Kim chciałbyś/chciałabyś być, kiedy dorośniesz?

Patrzę intensywnie na zadane pytanie i z jakiegoś powodu nie mogę udzielić na nie prostej odpowiedzi. Rozglądam się w okół, każdy z moich rówieśników zaciekle coś pisze na swojej kartce. Zakładam, że Harry już skończył, bo siedzi i patrzy prosto na tablicę. Odwracam się w momencie, kiedy spogląda na mnie i udaję, że zapisuję swoje pomysły.

Może mogłabym zostać pisarką? Albo fotografem? Albo jeszcze lepiej, może mogłabym zostać reporterką. Kiedy tak się nad tym zastanawiam, myślę nad tymi wszystkimi ludźmi, których musiałabym śledzić. Ci wszyscy, których zasady musiałabym złamać. Życie jest jak "podążanie", jeśli spojrzeć na to z boku. To oczywiście nasz instynkt, podążanie za tłumem. Jeśli dwadzieścia uczniów z twojej klasy wybierze informatykę, a ty jesteś jedyną osobą, która wybierze sztukę, co byś zrobił? Największe szanse są na to, że wielu podążyłoby za tłumem, niżeli zrobiłoby to, o czym marzą, a to wszystko przez strach przed osądzaniem. 

Spuszczam wzrok na kartkę, skreślam wypisane na niej jakieś bzdury i piszę:

"Kiedy dorosnę, chcę być wolna od wszelkiego oceniania i od ludzi, którzy chcą rządzić moim życiem."*

*
*
*

Siedzę jak sparaliżowana, wspominając przeszłość. To, kim chciałam być, teraz wydaje się być stekiem bzdur. Wydarzyło się to, co nie powinno się wydarzyć. Myślałam, że będę wspaniałą osobą, ale nie mogę myśleć o niczym, czym mogłabym być z tej listy.

Czuję, jak zaczynam się pocić, jakby ktoś odciął dopływ powietrza, nie pozwalając mi zaczerpnąć tlenu. Przełykam gulę w gardle, wiem, co będzie następne w tej historii i jestem pewna, że to zmieni wiele rzeczy.

Kiedy patrzę wstecz, zauważam, że minęła godzina, więc wstaję z biurka, zostawiając wspomnienia za sobą. Gdy widzę go, czekającego na mnie na zewnątrz, wiem, że to nadchodzi.

- Dlaczego?
- Dlaczego co? - pytam.
- Dlaczego to robimy?
- Ponieważ to jedyny sposób, w jaki możemy się porozumieć. - nie mam siły na powtarzanie tej kłótni znowu.
- Więc jak inaczej możemy to robić?
- Są dwa wyjścia. - szepczę.
- Jakie?
- Albo to. - muskam jego wargi swoimi.
- Albo to. - moja dłoń uderza w jego lewy policzek.
- Chciałam żyć. Ale zabiłeś mnie. - przytulam go.

___________________________________________________

Ona traci rozum. :D
Haha!

EDIT!

Serca moje, pomożecie mi w "rozsławieniu" fanfiction Call Boy? Aby rosło w liczbę czytających? 

Będę baaardzo wdzięczna! 

"Klękam przy nim, kiedy zwija się w potwornym bólu, wciąż trzyma się na serce, odzywa się na bezdechu:

- Wezwij pomoc! - udało mu się ciężko wziąć oddech, a ja szybko kiwam, podnosząc głowę w górę.
- Pielęgniarki! Ktokolwiek! Kurwa! - wydzieram się. Nie chcę teraz zostawiać mojego ojca samego. Gdybym to zrobił i poleciał po pomoc, on mógłby tu kurwa umrzeć przed moim powrotem.
- Proszę, nie umieraj. - ostrzegam go, ale ignoruje moje słowa. Nie winię go, jeśli mam być szczery. Ale wiem, że jeśli to ja spowodowałem atak serca u mojego ojca, to muszę przestać kłamać, najwyraźniej.
- Ludzie płacą mi, żebym spędzał z nimi noc, tato! - przyznałem się głośno, ale on znowu mnie zignorował, jedynie sam zajęczał. Nie słyszał mnie, a może był za bardzo skupiony na sobie, ale musiał to wiedzieć.
- Daję im to, czego chcą! To stąd mam te pieniądze! - ryczę znowu. I w tym momencie pielęgniarki wyłaniają się zza drzwi, aby sprawdzić, co to za krzyki. I oczywiście, zaraz ruszają na pomoc z paniką wypisaną na twarzy. Ale nie skupiam się na nich, bardziej zależy mi na tym, aby mój tata poznał prawdę.

Jestem chłopakiem na telefon!"


Całuję, Ann. :*

sobota, 28 lutego 2015

CHAPTER 45


*

Bo nikt nie zna cię kochanie tak, jak ja. 
Minęło tak dużo czasu, minęło tak dużo czasu. 
Może jesteśmy ognioodporni.

*

Harry POV

- Kochasz mnie? - łzy plamią jej twarz, widzę jej ból, kiedy mocniej zaciskam dłoń na jej brązowych włosach.
- Odpowiedz mi! - brzmię jak bestia, wydzierając się na nią mimo tego, jak blisko siebie jesteśmy. Zaczyna płakać, puszczam ją i patrzę, jak wypłakuje się w swoje dłonie.
- N-nie. - jej odpowiedź jest prosta, za prosta, nie powinna mnie zranić. Ale sytuacja w jakiej się znajdujemy, to, co zrobiłem dzisiaj, to wszystko nawarstwia się i dostrzegam, że zachowuję się jak palant przez co zaczynam płakać.

Może teraz odejść, przecież powiedziała "nie". Nie chcę, aby odchodziła, nigdy tego nie chciałem. Powiedziałem jej, że będzie mogła to zrobić, jeśli mnie odrzuci i teraz tego żałuję.

W mojej głupiej próbie przestania płakać ścieram łzy rękawem i sięgam po dziewczynę. Chwytam ją za ramiona, staram się nie złapać zbyt mocno, ale też tak, aby nie mogła się odsunąć.

- Powtórz to. Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz. - ma spuszczoną głowę, nadal cicho płacze. Kiedy w końcu podnosi ją w górę, czuję ukłucie w sercu, zauważając, że jej duże, brązowe oczy są czerwone i opuchnięte, wydają się tonąć we łzach. Jej dolna warga drży i zajmuje to trochę czasu, ale w końcu spotyka się z moim wzrokiem.

- Ja - zagryza dolną wargę i patrzy w górę,wstrzymując łzy. Ponownie odnajduje moje oczy, tonąc w nich raz jeszcze.
- Powiedz mi, że nic nie czułaś, kiedy całowałem tamtą dziewczynę. - jestem zdesperowany, aby powiedziała to, co chcę usłyszeć.

Jej milczenie powoduje, że tracę cierpliwość, jednak staram się opanować, gdy ta uspokaja się i mówi:

- Nienawidzę cię Harry Styles'ie za te wszystkie popieprzone rzeczy, które mi zrobiłeś. Sprawiłeś, że straciłam panowanie nad sobą wraz z moją godnością, i najgorsze z tego wszystkiego to to, że postradałam zmysły. Jeśli chociaż przez chwilę sądziłeś, że mogłabym cię pokochać z całego serca, które już jest w kawałkach, to mogłabym pomyśleć, że opętał cię diabeł. Ale nie mogę tak myśleć.

Wyrywa się z mojego uścisku i odchodzi, zostawiając mnie z jej słowami odtwarzającymi się w kółko w mojej głowie.

* Przeszłość *

Harry ~~

Może mógłbym zostać lekarzem? Albo  Olimpijskim? Pytałem samego siebie, przygryzając długopis, starałem się coś wymyślić na temat mojej przyszłości na ten essay. Zrobiłem się podirytowany, gdy mój mózg nie mógł zdecydować się na właściwą odpowiedź, ale tutaj przecież nie ma złych i dobrych odpowiedzi. Pani Jay doprowadzała mnie do szału tym essay'em, ale wiem, że muszę zaliczyć te zajęcia.

Podniosłem wzrok, gdy drzwi od klasy otworzyły się, a przez nie weszła Aubrey. Jej włosy związane były w wysokiego kucyka i nic nie mogłem na to poradzić, ale moje oczy skanowały jej nieskazitelną twarz. Uśmiechnęła się do swojego partnera i usiadła obok niego, złamałem długopis przez zbierającą się we mnie wściekłość na widok tego, jak dobrze się dogadywali.

Kiedy przeniosłem wzrok z powrotem na kartkę, na której napisałem zaledwie jedno zdanie, szybko je skreśliłem i napisałem:

"Kiedy dorosnę, chcę ożenić się z dziewczyną, którą pragnę."

**

Biegłem. Biegłem po nią i gdy zatrzymałem ją znowu po raz setny, nie pozwolę się odejść.

Nie sądzę, abym kiedykolwiek na to pozwolił.

_________________________________________________

Jest już rozdział 2. Call Boy
Gorąco zapraszam. :)

czwartek, 19 lutego 2015

CHAPTER 44


Jeśli mnie nie kochasz,
dlaczego obudziłaś we mnie nadzieję?
Bez wzdjędu na to, co się wydarzy, nie puszczę cię,
Źle mnie zrozumiałaś, nie chciałem cię skrzywdzić.

Aubrey POV

- Nie mogę uwierzyć w twój egoizm!
- Głupia zdzira.
- Gdybym cię nie kochała, to udusiłabym cię.

Posiniaczona twarz Gregg'a staje mi przed oczami, po tym, jak Harry nakrył nas przytulających się do siebie.

Jest zły, wściekły. Nie wydaje mi się, żeby było w tym coś dziwnego, widuję go takiego, co najmniej dwa razy dziennie.

Po walce na pięści Harry'ego z Gregg'iem, wyciągnął mnie z zakładu, wioząc to naszego domu jeśli tak można to nazwać. Teraz jesteśmy w salonie, ten chodzi po pokoju, a ja siedzę, jak przyklejona do kanapy.

Siedzę cicho, dając mu tym do zrozumienia, że nie mam zamiaru odpowiadać na żadne jego komentarze.

- Powiedz mi. - jego głos jest surowy, kiedy stoi naprzeciw mnie, sprawiając, że podnoszę głowę na jego niebotycznie wysoką postać.

Moje usta wydają się być zamknięte na zamek, nie wychodzi z nich ani jedno słowo.

- Powiedz! - jego dłoń ostro chwyta za mój podbródek. Nozdrza rozszerzają się mocno ze złości, powodując, że oddech, które bierze, uderza w moją twarz.
- Nie zasługujesz, aby wiedzieć. - taka jest prawda i mam gdzieś, że przez to będzie jeszcze bardziej wściekły, nie zasłużył na to.
- Nie zasługuję na prawdę? Po tym, co dla ciebie zrobiłem!?
- Wszystko, co zrobiłeś w moim życiu to zniszczenie każdej, nawet najmniejszej krzty nadziei, której się trzymałam, aby to wszystko zniknęło! - wstaję, popychając go w tył, aby puścił mój podbródek.
- To kłamstwo. Sprawiłem, że twoje życie stało się pieprzonym rajem. - zagrzmiał dwa razy mocniej.
- Och, doprawdy? Dlaczego nigdy nie widziałeś, jak się uśmiecham? Dlaczego każdej nocy śpię z cholerną bronią pod poduszką, co? - pcham go z każdym wypowiadanym przeze mnie wyrzutem, zmuszając do cofania się.

Przerywa mi, chwytając za nadgarstki,  tym samym zatrzymuje nas oboje.

- Mam nadzieję, że będziesz płonął w piekle. - syczę.
- Już w nim jestem. - puszcza moje nadgarstki z lekkim pchnięciem, następnie odwraca się i wychodzi.


*

*

*

*


Może powinnam to teraz zakończyć. Mogłabym odejść, spakować się i po prostu wyjść, ale gdzie bym poszła? Obgryzam paznokcie, myśląc nad tym, co zrobić.

Minęły 4 godziny od momentu, w którym Harry wyszedł, a dopiero teraz kłócę się sama ze sobą, czy powinnam uciec. Otwieram naszą szafę, wyciągam torbę i otwieram ją. Potem zaczynam pakować wszystkie moje koszulki, spodnie, buty. Podchodzę do naszej komody, wyciągając wszystko, co będzie mi potrzebne, włączając w to paszport, pieniądze i to, co wpadnie mi w ręce.

Czas mija, podnoszę pełny bagaż, a moje serce zaczyna walić jak szalone, słysząc otwieranie frontowych drzwi, a chwilę potem głośne trzaśnięcie nimi. Nie, nie, nie, nie może tu teraz przyjść.

Jestem zbita z tropu, kiedy wychodzę na korytarz i widzę, jak pijany Harry podchodzi do sofy i kładzie się. Dziewczyna podąża za nim, obserwuję, jak przyciąga ją do siebie, wkłada dłonie pod jej sukienkę. Jęczy, kiedy ta przygryza jego wargę.

- Harry. - otwiera oczy, ale nie odrywa się od dziewczyny. Uśmiecha się głupio. Chce, abym poczuła ból. Chce, abym poczuła się tak, jak on, kiedy zobaczył mnie z Gregg'iem. Chcę udawać, że to nie robi na mnie najmniejszego wrażenia, ale emocje, które tak bardzo starałam się w sobie stłumić, zdradziły mnie. Czuję to uczucie pieczenia ze złości, zazdrość.

Zamyka oczy i jęczy w jej usta. W tym momencie pękam.

- Harry! - powtarzam jego imię. To powoduje, że dziewczyna, przez którą krew mnie zalewa, zatrzymuje się i spogląda na mnie. Żenująco schodzi z niego.
- Czego chcesz do cholery? - z jakiegoś powodu jego szorstki ton boli. Czego chcę? Chcę, aby ta nieznajoma wyszła z naszego domu i żeby trzymała łapska przy sobie.
- Chcę, aby twoja mała przyjaciółeczka stąd spieprzała. - drwi, widząc, jak szarpię ją do wyjścia, ale zadziwiająco nie powstrzymuje mnie. Dziewczyna przeklina pod nosem, kiedy wyrzucam ją za drzwi.
- W taki sposób chcesz rozwiązać swoje problemy, Harry? - wracam go salonu i znajduję go bez koszulki. Ma malinki prowadzące wzdłuż jego szyi aż do klatki piersiowej, moje dłonie zaciskają się w pięści.
- Gdzieś ty był?
- W pieprzonym klubie, a gdzie niby? - mówi zirytowany. Podążam za nim do naszej sypialni, w pełni spakowana i gotowa go ucieczki torba podróżna sprawia, że zatrzymuje się, a ja uderzam w jego plecy.
- Odchodzisz? - reaguje wściekłością. Odwraca się, na co zaciskam szczękę, nie chcę patrzeć mu w oczy.
- Tak.
- Teraz ty mi powiedz, w taki sposób chcesz rozwiązać swoje problemy? - wykorzystuje moje poprzednie pytanie przeciw mnie. Skomlę, kiedy łapie mnie za włosy i przyciąga bliżej siebie.
- Spójrz na mnie! - mozolnie spoglądam w jego zielone, błyszczące oczy. Wszystko, co widzę to wściekły człowiek, który nie ma pojęcia, co robi.
- Wiesz gdzie są drzwi. Ale najpierw udowodnij mi coś. - zaczynam się rozklejać przez ból rozchodzący się po skórze mojej głowy.
- Kochasz mnie? - moja dolna warga zaczyna drżeć, chłopak pochyla się.

_____________________________________________________

Call Boy

~~~

EDIT

Dziś [21.02] są moje 20-ste urodziny! 
Ale ten czas leci... 
Czuję się staro! ;c

niedziela, 15 lutego 2015

NOWY FF!


Zapraszam Was na moje nowe tłumaczenie fanfiction! 



+ Nowy rozdział Stalked pojawi się najprawdopodobniej w czwartek. :*

sobota, 14 lutego 2015

CHAPTER 43


Aubrey POV

- Wypuść mnie! - wierciłam się mocno związana na drewnianym krześle, to nie był najlepszy pomysł. Moje nogi i ręce były przywiązane do krzesła, kończyny wrzeszczały z bólu przy każdym ruchu. Przeklęłam w końcu zmęczona próbą uwolnienia się z szorstkiej liny.

Kiedy drzwi się otworzyły, jasne światło poraziło moje oczy niczym ogień, chce mi się rzygać, widząc twarz Josh'a.

- Jak ci się podoba pobyt w Josh Motel? - uśmiecha się, podchodzi do mnie i palcem podnosi mój podbródek. Nic na to nie poradzę, ale wyobrażam go sobie martwego. Jego dłoń chwyta mnie za twarz, ściskając mocno policzki.

- Odpowiedz! - wzdrygam się na jego głośny krzyk.
- Pierdol się. - śmieje się na moją zaciekłość.
- Aubrey, jesteś taka ślepa. To znaczy, myślałaś, że tylko zapłacicie i już będziecie mogli odejść? - śmieje się złowieszczo, odrywa swoją dłoń ode mnie i zaczyna chodzić w tę i z powrotem.
- Co ty do cholery chcesz, żeby Harry zrobił?
- Nikt nigdy ci nie mówił, żebyś się zamknęła? - ryczy, na co cofam się przez jego szorstki ton. Nie musisz nawet myśleć dwa razy, aby zauważyć, że ma problemy z opanowaniem gniewu.

Kiedy nie podnoszę głowy i siedzę cicho, klęka przede mną.

- Jesteś taka piękna. - ręką zgarnia mi włosy w twarzy.
- Mógłbym sprawić, że byłabyś dużo bardziej szczęśliwa ze mną, niż z nim. - szepcze.
- Wolałabym wypić truciznę. - cisnę w niego jadem.

Dłoń mocno ląduje na moim policzku, blada skóra zaczyna piec.

- To było-
- Szefie, Jonathan już jest. - przerywa, kiedy Gregg wchodzi.
- Zajmij się dziewczyną. - Josh wściekle warczy, wychodząc.

Gdy trzaska drzwiami, ponownie zapada ciemność. Zostałam sama z człowiekiem, który wygląda jak Johnny. Mogłam usłyszeć stukot jego butów odbijający się echem po małym pomieszczeniu, sprawia, że się denerwuję. Moje oczy przeszukują ciemność i odnajduję jego postać, dziwię się, kiedy światło lekko zamigotało.

Przez moment mogło się wydawać, że nasze spojrzenia spotkały się, spotkałam się z oczami Johnny'ego, z tą różnicą, iż w tych oczami nie było miłości. Odwracam wzrok, czując niezręczne napięcie, które w ten sposób tworzę.

- To naprawdę dobry facet, Josh po prostu staje się trudną osobą jeśli chodzi o interesy. - jego brytyjski akcent sprawia, że przechodzi mnie dreszcz, myśl, że Harry może zrobić coś głupiego chodzi mi po głowie.

Opiera się plecami o drzwi, czuję jego wzrok na sobie. Nie mam śmiałości na niego spojrzeć.

Nie jestem pewna, co powinnam z tym zrobić, w jednym momencie jestem wściekła, a chwilę później chce mi się płakać, ale nie pozwolę wrócić słabej Aubrey.

- Gdybym wiedział, co on będzie kazał zrobić twojemu chłopakowi, powiedziałbym ci o tym, ale niestety nie wiem. - czuję, jak moje serce pęka jeszcze bardziej, on nawet myśli jak Johnny.

- Zostaw mnie samą. - nie mogę pozwolić mu zbliżyć się do mnie, albo, żeby ze mną rozmawiał, szczególnie, że przypomina mi mojego ukochanego.
- Dlaczego? - chciałabym, aby mnie zostawił, w ten sposób wspomnienia o nim nie wrócą.

Ośmielam się podnieść na niego wzrok, żałuję jednak, gdy widzę, jak blisko mnie się znajduje. Wydaje się klęczeć na prawym kolanie naprzeciw mojego związanego ciała. Z trudem łapię powietrze, kiedy jego dłoń dotyka mojego policzka. Jest taka delikatna, nie ma cienia szorstkości w jego dotyku.

- Taka piękna dziewczyna nie powinna uczestniczyć w takim bagnie. - szepcze. Mrugam, przyglądając się wszystkim jego doskonałościom i niedoskonałościom, cóż, tych drugich nie jest zbyt wiele jeśli chodzi o niego.
- Wiem o tym. Dlatego staram się od tego uciec. - jego dłoń opada z mojej twarzy i kiedy zaczyna przyglądać mi się, wiem, że nie przeżyję ze świadomością, iż chęć płaczu staje się co raz silniejsza.

Wzdycha ciężko, myśląc nad czymś i zaczyna się pochylać, mogłam poczuć, jak serce zaczyna mi być co raz szybciej i szybciej, czując jego oddech owiewający moją twarz. Umysł podpowiadał, aby się od niego odsunąć, ale więź, którą czułam pomiędzy mną a nim jest tak silna, kiedy jego usta spotykają moje i wtedy pozwalam pierwszym łzom spłynąć. Jego usta są pełne, miękkie. Nigdy nie czułam tak ciepłych ust ocierających się o moje, ale teraz już znam to uczucie i jestem pod wrażeniem.

Kiedy przerywa naszą więź, jego oddech jest ciężki, nie spuszcza wzroku z moich ust.

- J-ja zaraz wrócę. - jąka się i wstaje, po czym odchodzi i zamyka drzwi. Nie mam pojęcia, dlatego zaczęłam płakać, jedyne, co wiem na pewno to to, że nigdy nie zapomnę tego pocałunku.

Harry POV

- To kurewsko głupie. - uderzam w kierownicę, starając się myśleć nad tym, co robić. Tylko jakiś popieprzony idiota mógłby zrobić to, co muszę zrobić ja, ale przecież ja jestem idiotą. Zabiję Josh'a, kiedy już to skończę, nasz umowa została spłacona, ale w tej swoje popierdolonej główce miał inny plan.

Wyjeżdżam z parkingu, kończąc swoje kazania i kieruję się w stronę fabryki. Ignoruję wzrok ochroniarzy, kiedy pokonuję drogę do biura Josh'a. Umieram za jej powrotem do domu.

Wchodzę, a Josh'a nie ma tam, gdzie myślałem, dodatkowe drzwi przykuwają moją uwagę, o ile dobrze pamiętam, to została zaciągnięta właśnie tam.

Otwieram drzwi, oczekując, że zastanę ją zapłakaną, trzęsącą się i błagającą, abym ją uratował, ale moja wściekłość wzrasta, widząc, jak przyjemnie się czuje w ramionach Gregg'a.

______________________________________________________

Ok, CO?! Nie, to zbyt wiele dla mnie. ... :o




Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

wtorek, 10 lutego 2015

CHAPTER 42


"Winię ciebie za przestrzelone serce.
Skarbie, psujesz miłości opinię."


Aubrey POV

- Kocham cię. - nie, wcale nie.

Patrzę na niego. Chcę go zabić. Chcę uciec. Nic nie poradzę, że wyobrażam sobie, jak duszę go, kiedy śpi.

Zaciskam mocno powieki. Zakrywam twarz dłońmi przez to, o czym myślę. Czasem mam swoje dwubiegunowe* momenty takie, jak teraz. W jednym momencie chcę go pocałować, a chwilę później wyobrażam sobie, jak zrzucam go z balkonu. Kiedy nachodzą mnie takie myśli, dochodzę do wniosku, jak bardzo popieprzona się stałam, pozwalam mu się kontrolować w sposób, jaki kiedyś nie chciałam.

Wszystko to, co się teraz dzieje, obrabianie banków, po prostu chcę, aby uwierzył, że jestem z nim. Jednak to kłamstwo. Muszę uciec.

- Kochanie? - odwracam się, aby zobaczyć jego zmartwioną twarz.
- Coś mówiłeś?
Śmieje się lekko i powtarza:
- Pytałem, czy jesteś głodna.
Wracam myślami do momentu, w którym ostatni raz coś jadłam, po czym kręcę głową na znak, że jest w porządku.
- Myślałam o tym, że powinniśmy zapłacić Josh'owi. Powinniśmy oddać mu te pieniądze, które wisimy i wyjechać.
Zakłada z powrotem ciemne okulary na nos i jedzie dalej.

Nie mam ochoty ponowie widzieć jego twarzy, Josh był zimnym, oschłym mężczyzną, dla którego liczyły się tylko pieniądze. Jesteśmy mu winni kasę za nasze fałszywe paszporty, domy, samochody; nasze życie ulegnie zmianie jeśli mu ich nie oddamy. Zawsze, kiedy go spotykaliśmy, oddawaliśmy mu parę tysięcy, ale oczywiście to nie wystarczyło na pokrycie naszych długów.

Harry zatrzymuje się przy opuszczonej fabryce, chwilę zajmuje nam rozpoznanie terenu, po czym oboje opuszczamy skórzane siedzenia samochodu, chłopak trzyma w rękach tylko jedną torbę. Wejście do biura Josh'a jest najdziwniejsze, jakie w życiu widziałam.

Dwaj ochroniarze stoją przy wejściu, wyglądają, jakby przed oczami stanął im jakiś robak.

- Pan Hutcherson czekał na waszą dwójkę. - odzywa się jeden z nich, robiąc krok, po czym otwiera nam drzwi. Chłodne powietrze z biura owiewa moją skórę, na co przechodzą mnie dreszcze; jego dusza pasuje do tego otoczenia.
- Ah, Harry, jak miło mi cię znowu widzieć. Oh, widzę, że przyprowadziłeś swoją seksowną dziewczynę. - zagryza dolną wargę przyglądając mi się, wie, że Harry jest typem zazdrośnika.
- Przyniosłem twoje brudne pieniądze. - Harry spluwa, rzucając torbę z pieniędzmi na stół.
- Gregg, przelicz je. - Josh mówi do jednego z mężczyzn. Kiedy Gregg odwraca się, zaczynam myśleć, że kogoś mi przypomina. Przypomina mi Johnny'ego.

Ma bladą skórę, brązowe włosy i oczy, pełne usta. Podchodzi, chwyta torbę, wyjmuje pieniądze i zaczyna przeliczać setki banknotów.

- Więc powiedz mi Harry, który bank tym razem? - Harry odpowiada mu, reszta ich konwersacji rozmywa się w mojej głowie, kiedy przyglądam się w zdziwieniu Gregg'owi. Sposób, w jaki w skupieniu marszczy brwi, przypomina mi chłopaka, którego kiedyś kochałam. Przykłada kciuk do ust i wysuwa język, liżąc go, kiedy kończy przeliczać pieniądze.

- Gotowa pokazać swoje ciałko? - wracam do siebie, słysząc, że Josh do mnie mówi.
- Co?
- Powiedziałem, że już prawie lato i spytałem, czy jesteś gotowa na pokazanie się w bikini. - uśmiecha się głupio na widoczne na mojej twarzy zniesmaczenie. Był taki obrzydliwy.
- Szefie. - cała nasza trójka patrzy na Gregg'a.
- Jest wszystko. - odnosi się do pieniędzy.

Harry działa szybko i ciągnie nas do wyjścia, kiedy nagle słyszy te słowa. Wiedziałam, że jeśli zostaniemy tu na dłużej, straci cierpliwość.

- Harry, a gdzie wy się wybieracie? - dwóch ochroniarzy ponownie wchodzi nam w drogę; nie dają nam wyjścia, więc odwracamy się z powrotem do Josh'a.
- Co masz na myśli mówiąc, gdzie się wybieramy? Skończyliśmy. Oddaliśmy ci ostatnią kasę za to, co byliśmy winni. - czuję, jak się denerwuje na moje pytanie.
- Mmm, Aubrey, powinnaś o czymś wiedzieć. Kiedy zawieram z kimś umowę, nie tak łatwo ją spłacić. - siada na swoim skórzanym fotelu, nogi kładzie na drewnianym biurku.
- Umówiliśmy się Josh. - mówi Harry, zaciskając ciasno pięści.
- Tak, to prawda. Jedyne, co musicie teraz zrobić to spełnić ją.
- Przecież to zrobiliśmy! - Harry wrzeszczy, gotowy, aby zaatakować Josh'a, ale zostaje przytrzymany przez mężczyzn.
- Wręcz przeciwnie, jesteśmy zaledwie na początku. - chwyta długopis i trzyma go między kciukiem, a palcem wskazującym.
- I co mamy niby zrobić, aby to skończyć? - mówi Harry, wciąż trzymany przez ochroniarzy.
- Harry, wszystko czego chcemy to tylko trochę zabawy. - Gregg zdaje się marszczyć brwi na słowa Josh'a.
- Josh, czego ty do kurwy chcesz? - pytam w złości. Marzę, aby już nigdy nie zobaczyć jego twarzy, ale świadomość, że jeszcze tego nie skończyliśmy, sprawia, że mam ochotę spalić mu buźkę.
- Chcę ciebie. - czuję owijające się wokół mnie ramiona.
- Puść ją! - Harry wrzeszczy, kiedy ja wiercę się w ciasnym uścisku mężczyzny. Postanawiam z całej siły zdeptać mu stopę, na co przeklina pod nosem.
- Puszczę ją tylko jeśli wyświadczysz mi przysługę. - zostaję wepchana do odseparowanego pokoju, jego prośba już nie dociera do moich uszu.
- Wypuść mnie! - uderzam z całej siły nogą w drzwi. Ich krzyki za drzwiami sprawiają, że się uspokajam i staram się usłyszeć, o czym mówią.
- Josh, wiesz, że nie mogę tego zrobić! - wydziera się Harry.
- Cóż, więc myślę, że możesz powiedzieć "papa" swojej dziwce. - słyszę spadanie jakichś przedmiotów, to prawdopodobnie sprawka Harry'ego.

Po tym, jak słyszę trzaśnięcie głównymi drzwiami, drzwi od mojego pokoju otwierają się. Robię krok w przód, aby nie upaść, moją talię chwytają duże dłonie Gregg'a.

- Przepraszam, ale muszę to zrobić. - mówi, zaczynając mnie związywać.

____________________________________________________________

Choroba afektywna dwubiegunowa, nazywana psychozą maniakalno -depresyjną.
____________________________________________________________



Uwielbiam czytać wasze komentarze! Szczególnie te, w których ktoś pisze,
 jakie emocje budzi w nim Stalked, takie są najlepsze! 
Proszę, aby ten rozdział skomentował każdy, kto może, chociażby cokolwiek! Uwielbiam to! Może w końcu uda wam się pokonać tę barierę 20 komentarzy? 
Liczę na was! :*


środa, 4 lutego 2015

CHAPTER 41


+ Joł, joł, joł! Aktualizacja, WOOOOW! Ten rozdział rozpocznie się od Naszego dobrego, starego przyjaciela Harry'ego. 


                                                   
                                               ~ Część II ~




Harry POV

Patrzę z przerażeniem, jak on wciąż ją bije, jej błagania, aby ją zostawił, abym ja odszedł, nie chce, żebym był świadkiem ciosów, które przyjmowała. Nie mogłem ruszyć się z miejsca, nogi odmówiły posłuszeństwa, szeroko otwarte oczy, widzę zakrwawioną wargę, przyszedł, aby jej coś zrobić. Jego donośne wrzaski zwrócone ku niej z jakiegoś powodu, obwinia ją o coś, nie mam pojęcia, o co.

To był 12 czerwca 1986 roku o godzinie 18:25. Mama dopiero co zrobiła obiad, kiedy ja oglądałem telewizję, śmiejąc za każdym razem, kiedy w bajce ktoś powiedział jakiś przereklamowany żart. Miałem tylko jedenaście lat, kiedy pierwszy raz zobaczyłem prawdziwe oblicze mojego ojca. Był dużym, masywnym mężczyzną, który mordował się w pracy, starając zarobić dla nas na życie. Mama była drobną kobietą, opiekowała się mną w domu, to ona wykonywała wszystkie domowe obowiązki. Nasze życie nigdy nie było ekstrawaganckie, głównie ciężką pracą doszliśmy do tego, gdzie jesteśmy teraz.

Kiedy usłyszałem głośny trzask frontowych drzwi i walizkę rzuconą na podłogę, wiedziałem, że to się dobrze nie skończy. Wszedł do kuchni ignorując mnie, słyszałem, jak mówi do niej, najpierw nie wiedziałem, o czym konkretnie rozmawiają, dopóki nie usłyszałem jego wrzasku.

- Mark powiedział mi, że tej nocy byłaś z Leo! Daj mi jakiś dobry powód, dla którego nie miałbym do niego teraz pójść i go zabić! - wrzasnął. Usłyszałem jej odpowiedź ściszonym tonem; odpowiedział pięścią. Stałem w progu, widziałem, jak ona upada na drewnianą podłogę, a on oddychał jak rozwścieczony byk, u którego z czerwonych uszu bucha dym.

Nie ruszyłem się, nic nie mówiłem, nawet nie mrugałem. Moje usta były rozłączone, oczy szeroko otwarte, widząc, jak podnosi ją i ryczy prosto w twarz, ale problemem było to, że nie słyszałem, co jej mówił. Patrzyłem co się dzieje swoimi zszokowanymi oczami, ale moje małe uszy nie usłyszały nic, co do niej mówił. Jej małe paznokcie wbiły mu się w ramiona, kiedy jego silne ręce owinęły się wokół jej delikatnej skórze na szyi.

Pozwoliłem mu ją zabić.

Siadam, koszulka jest cała przemoknięta potem. Moje serce bije szybko, jak dla mnie nawet za szybko. Zaschło mi w gardle, a przełykanie naprawia, że jest jeszcze gorzej. Rozglądam się i uspokajam, widząc spokojnie śpiącą Aubrey, jej ciało czasem delikatnie drga tu i tam. Skanuję ciemny pokój, w którym śpimy, mały promień słońca wdziera się przez zasłony.

Delikatnie wstaję z łóżka, nie chcąc obudzić małej, śpiącej obok mnie osóbki. Zimne powietrze uderza w moją nagą klatkę piersiową, tworząc gęsią skórkę, idę do kuchni, biorę szklany kubek i napełniam zimną wodą z kranu. Opróżniam go w sekundę, po czym czytam dostarczone nam rachunki.

Rachunek na wodę: 87,76$

Rachunek za prąd: 73,29$

Czynsz: 2,300$

Otwieram resztę i przeklinam na to, ile pieniędzy jesteśmy winni. Dom, w którym aktualnie żyjemy jest przestronny, drogi. Nigdy nie przypuszczałem, że dom w Texasie może miesięcznie tyle kosztować.

Kieruję się do ramy obrazu, wiszącym nad kominkiem w salonie. Odchylam go, aby dostać się do sejfu. Ostrożnie przekręcam zamek, wybierając kolejne liczby. Po otwarciu staram się go nie upuścić.

W sejfie jest 50-dolarowy banknot. Nic więcej. Przecieram dłońmi zmęczoną twarz, zastanawiając się nad tym, jakim cudem taką ilość pieniędzy wydaliśmy tak szybko w ubiegłym miesiącu. Tysiące, miliony banknotów wyrzuconych w błoto, poszły tak łatwo. Zły zamykam sejf i z powrotem odwieszam obraz na swoje miejsce. Mam gdzieś, że trzasnąłem drzwiami naszej sypialni, budząc ją przy tym, na co ta wyciąga broń spod poduszki, którą tam trzyma na wszelki wypadek.

- Jezu, Harry, wystraszyłeś mnie. - kładzie rękę na sercu i z powrotem wkłada broń pod poduszkę.
- Znowu jesteśmy spłukani. - gdy wzburzone słowa wychodzą w moich ust, ta jęczy i opada na łóżko.
- Harry, nie dzisiaj. Zrobimy to jutro, z tego co wiem, to banki nie zamierzają w najbliższym czasie nigdzie uciekać. - cienie pod jej oczami wydają się być z dnia na dzień co raz ciemniejsze w ostatnim czasie.
- Nie Aubrey, nie łapiesz. Jesteśmy winni innym ludziom dużo kasy! - jej brązowe oczy przesuwają się z sufitu na mnie.
- Mogą poczekać, prawda?
- Ty tego kurwa nie łapiesz, co nie? - podnoszę głos na jej ignorancję.
- Jeśli MY będziemy czekać, to MY zginiemy. - przez to krótkie sprawozdanie siada, jej brązowe włosy są w nieładzie. Wstaje i podchodzi do naszej szafy. 
- Daj mi 5 minut. - mówi i wyciąga czarne ubrania.



+



+



Bank w Texasie oszalał na punkcie patrzenia, jak dwóch złodziei kradnie tyle pieniędzy, ile chcą. Moja twarz jest zakryta, jej też. Wszyscy leżą na ziemi zakrywając się, kiedy Aubrey trzyma wymierzoną w nich broń. Pewna siebie stoi w swoich czarnych, obcisłych jeansach, a ja szybko zgarniam pieniądze do białej poszewki od poduszki i nic na to nie poradzę, ale podziwiam ją od tyłu. Czarna, skórzana kurtka ciasno ją opina, koszulka także opięta - kurwa, muszę się skupić.

Kasjerki stoją przerażone w kącie, co powoduje głupawy uśmiech na mojej twarzy. Oni wszyscy są tchórzami, jednak ochroniarz wygrałby nagrodę. Biorę tyle pieniędzy, ile moje chciwe ręce są w stanie sięgnąć. Kiedy podnoszę wzrok, widzę wysokiego mężczyznę stojącego z rękami w górze na znak, że nie zrobi krzywdy mojej Aubrey. Ta wskazuje na niego podejrzliwie; udaje spokojnego podchodząc do niej, ale bierze ją z zaskoczenia i próbuje wyrwać jej broń w rąk. Biorę "torbę" i biegnę do nich. Już chciałem na niego skoczyć i walnąć w twarz, ale niespodzianka. Aubrey kopie go w brzuch, potem uderza łokciem w nos, tym samym wysyłając go na ziemię z bólu. Ta akcja sprawiła, że stała się dla mnie jeszcze bardziej atrakcyjna, zawsze wiedziałem, że jest dobrym napastnikiem, ale ta Aubrey zrobiła na mnie wrażenie.

Dała strzał ostrzegawczy, aby przerazić już i tak wystraszonych ludzi, kiedy my przemierzaliśmy drogę do wyjścia. Nie czekamy ani chwili i pędzimy do czarnego samochodu, którego sobie przywłaszczyłem, ktoś zaparkował tu w złym miejscu o złym czasie.

- To było za proste. - kręcę głową ze zdumieniem, powinni się już nauczyć, obrabowujemy go od miesięcy z wielu tysięcy dolarów.

Czarne auto, które prowadzę porusza się z dużą prędkością, dociskam pedał do samego końca, wiedząc, że syreny policyjne w każdym momencie mogą się za nami pojawić.

Minęło trochę czasu, ponad rok dla jasności, od kiedy się stamtąd wyprowadziliśmy. Nasze fałszywe dowody osobiste dają nam możliwość opuszczenia kraju, kiedy tylko chcemy. Dom, w którym mieszkamy teraz ma dwa piętra, trzy sypialnie, trzy łazienki. Jest większy od pozostałych, z czarnymi meblami. Gdyby ktoś tu wszedł, mógłby pomyśleć, że to nawiedzony dom, ale nie winię ich za to. Koszty, jakie musimy za niego ponieść są większe, niż można by zliczyć, a z pieniędzmi, które wisimy Josh'owi to kwota, której nie da się nawet wyobrazić.

Kiedy się odwracam, widzę syreny policyjne, które siedzą nam na ogonie. Odwracam się do niej i znając ją, teraz jest o krok do przodu od nich. Otwiera szyberdach, wstaje, zębami odbezpiecza granat i rzuca go w auta policyjne, nie mają szans.

Stopą wciskam jeszcze mocniej pedał gazu, zwiększam naszą odległość, słysząc za nami eksplozję.

Opada na swoje siedzenie, jej oddech jest nieregularny, oglądając się za nas. Spoglądam na nią co chwilę, kiedy ta próbuje się uspokoić.

- Wszystko okej? - kiwa głową, zdejmując z twarzy kominiarkę, ma zaróżowione policzki; rozczochrane włosy.

Zaskakuje mnie, zdejmując też moją kominiarkę.

- Stop. Zatrzymaj samochód. - mówi.

Posłusznie zatrzymuję auto, wydaje się, że nikogo z nami nie ma. Wyciągam kluczyki i odwracam głowę w jej stronę, kiedy nagle jej usta atakują moje. Dłoń wplątuje w ten bajzel, które zwykłem nazywać włosami, przyciągam ją do siebie, pozwalając moim palcom błądzić po jej ciele do momentu, w którym martwa postać przypominająca moją matkę staje mi przed oczami.

____________________________________________________

Postać Josh'a macie w zakładce "Bohaterowie STALKED".

Zapraszam do oglądania zwiastunów! <3


Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

sobota, 31 stycznia 2015

ZWIASTUN!

Oglądajcie i piszcie, jak wrażenia. <3 :D



Tłumaczenie zwiastuna:

Była wszystkim, czego pragnął, ale on nie był tym, czego potrzebowała...

Zakochał się w wyobrażeniu o niej.

W końcu podjął decyzję, że jej pragnie i zadbał, aby nikt nie stanął mu na drodze.

"- Nienawidzę cię.
- Kocham cię."

STALKED.


I zwiastun polski! 



__________________________________________________________

Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

sobota, 24 stycznia 2015

KONIEC CZĘŚCI 1

Aubrey POV

Moje ciało pozostaje w rogu prysznica, ponownie zatykając uszy, nie przez ten złowieszczy śmiech, którego już nie słyszę, lecz przez słowa napisane na drzwiach prysznicowych.

Wciąż krzyczę, słyszę, jak Harry wali w drzwi, próbując namówić mnie, abym je otworzyła.

- Aubrey, otwórz drzwi! - boję się ruszyć, że coś się stanie. Nagle wbiega w drzwi, na co te wyłamują się z zawiasów. Szepcze przekleństwa pod nosem, kiedy pochyla się nad swoją ranną nogą. Słowa rozmywają się na szkle.
- Aubrey? - jego głęboki głos powoduje, że wzdrygam się i chwytam swoją głowę w dłonie, mocniej są ściskając.

Odsuwa drzwi prysznicowe i widzi jak skomlę. Wtedy robi coś, czego się nie spodziewałam. Zdejmuje ubrania, które miał na sobie i delikatnie siada obok mnie. Bierze mnie w swoje ramiona, kiedy płaczę żałośnie.

- Dlaczego krzyczałaś? - podnosi mój podbródek, aby spojrzeć w moje oczy.

Nie mówię ani słowa, wciąż patrzę na drzwi prysznicowe, lecz Harry nie spuszcza ze mnie wzroku. Mogłam zwariować, ale nie widziałam już tych słów. Powoli odwracam się w jego stronę, jest skołowany, a ja wracam myślami do teraźniejszości.

- Chyba tracę zmysły... - mówię, krople wody uderzają o nasze ciała. Dłonią głaszcze mój policzek, jego kciuk śledzi na mojej bladej skórze kość policzkową.
- Myślę, że oboje je tracimy. - uśmiecha się smutno, kiedy przykładam swoją dłoń do jego. Kładzie moją głowę na swoim nagim ramieniu i pozostajemy tak, panuje cisza, słychać tylko bicie naszych serc.

Myślałam kiedyś, że ten chłopak, który teraz mnie obejmuje, nie ma serca, ale myliłam się. Ono było po prostu obłąkane.

- Co teraz zrobimy? - patrzę w górę.
- Myślę, że powinniśmy wyjechać. Tutaj jest za dużo złych wspomnień. - zabiera niesforny kosmyk włosów z mojej twarzy.
- Jak? - pytam. Palcem wskazujący śledzę jego tatuaże.
- Potrzebujemy pieniędzy.
- Jak je zdobędziemy? - uśmiecha się smutno, na to pytanie.
- Będziemy musieli zrobić coś, czego pewnie nie będziesz za bardzo pochwalać. - odsuwam się od niego, kiedy to mówi.
- Co masz na myśli?
- Banki są ich pełne. Jeśli zdobędziemy wystarczającą ilość pieniędzy, będziemy mogli rozpocząć razem nowe życie.
- Harry, jesteś stuknięty. - kręcę głową.
- Dopiero co powiedziałaś, że tracimy zmysły. Dlaczego by nie pójść na całość? Spójrz Aubrey. Jeśli to zrobimy, będziemy mogli pojechać, gdziekolwiek zechcemy, robić, cokolwiek będziemy chcieli. Kiedy nasze rany się zagoją, będziemy mieli okazję, zrobić coś innego w życiu. - gorączka mu spada, mogę stwierdzić to po tym, że nie jest już zielony.
- Harry... Nie sądzę, aby...
- No dalej, kochanie. Uda nam się. - chwyta mnie za podbródek, abym spojrzała mu w oczy.
- Co jeśli nas złapią? - ledwo zauważyłam, że jestem naga, siedząc mu na kolanach, ale ten nie wydaje się być przez to speszony.
- Tak długo, jak ze mną jesteś skarbie, to się nie stanie. - zapewnia mnie.
- Więc jak? Wchodzisz w to? - pytam samą siebie o to w myślach kilka razy. Tracę rozum w tym domu i jestem pewna, że on stracił go już jakiś czas temu.
- Tylko obiecaj mi coś.
- Wszystko, kochanie.
- Zabiję kogo zechcę. - uśmiecha się złośliwie na moją prośbę.

+

Aubrey Evens zwariowała w taki pokręcony sposób, którego nawet sama nie zauważyła. Poczytalność Harry'ego Styles'a powróciła, czego nie potrafił wyjaśnić. Jego plany wciąż wchodzą w grę i chce je dokończyć.

To wszystko zaczęło się od prostego zauroczenia, które zawładnęło jego światem, nazywając je "miłością" i doprowadziło do tego, gdzie jest teraz.

U niej wszystko zaczęło się od tajemniczych listów wysyłanych pod jej adres, aby je czytała.

To doprowadziło ją do niewoli, zamknięta w więzieniu w domu, wykorzystywana psychicznie jak i fizycznie, bransoleta na kostkę, która raziła ją prądem za każdym razem, kiedy próbowała uciec, zakopana żywcem z ciałem swojego martwego chłopaka, ucieczka, patrzenie jak jedyna osoba, którą kochała, została zabita, była zmuszana do bycia w ramionach osoby, której nienawidziła, a skończyło się pragnieniem do zostania w nich na zawsze. To było chore, pokręcone, ale najbardziej ze wszystkiego - szalone.

W taki sposób razem dorastali, jednak jak to się mówi "nic nie trwa wiecznie". Będą sprawdzani na każdy możliwy sposób, aby na końcu jedno z nich zgodziło się współdziałać.


+++


Koniec części 1. 

Część 2 będzie skupiać się na podróży Harry'ego i Aubrey. Z wieloma zwrotami akcji, więc bądźcie na bieżąco!



Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

wtorek, 13 stycznia 2015

CHAPTER 40

Włączcie muzykę oznaczoną: * klik * !!



Aubrey POV

- Spokojnie. Już w porządku. - szepczę i kładę zimny, mokry ręcznik na jego czole. Nie kontrolował tego, jak bardzo się pocił po wyjęciu pocisku i szczerze mówiąc, zaczynam się martwić. Zdjęłam mu koszulę, która była cała mokra od potu, leży na naszym łóżku z jeszcze poprzedniego domu. Prześcieradło też jest już mokre w miejscu, w którym leży nieprzytomny Harry, bełkocze słowa, których nie mogę zrozumieć.

Jego klatka piersiowa pochłania litry powietrza, kiedy staram się go uspokoić. Po całym pokoju pozaświecane są świeczki, aby dawały światło, które nie będzie sprawiało bólu jego oczom.

Harry nie budzi się przez resztę nocy. Śpi, starając się zwalczyć gorączkę, której dostał, kiedy ja siedzę niespokojnie na łóżku.  Z jakiego powodu mam nadzieję, że będzie z nim lepiej, po raz pierwszy nie modlę się, aby piekło go pochłonęło. Pragnę, aby był tu dla mnie, i abym ja była dla niego.

Rano budzi się i jest z nim trochę lepiej, oddech jest w końcu równy, ale gorączka wciąż się utrzymuje.

Chwytam inny materiał, moczę go w misce chłodnej wody, stojącej na nocnym stoliku. Trzęsącą dłonią przykładam szmatkę na jego gorącym czole. Następnie palcami śledzę rysy jego twarzy, kształt jego nosa, jego kości policzkowe i w końcu pełne usta. Takie miękkie i delikatne w dotyku.

Jego dłoń niespodziewanie łapie za mój nadgarstek i zatrzymuje. Jego usta całują każdy moje palce, każdy oddech, który bierze jest drżący.

- Kocham cię. - nerwowo przełykam, kiedy powtarza te dwa słowa, których ja nigdy nie potrafiłam i nie wiedziałam, jak wypowiedzieć.
- Aubrey. Kocham cię. - powtarza. Otwiera oczy, zielonymi tęczówkami patrzy prosto w moje brązowe. Pozostaję nieruchomo, kiedy ten patrzy na mnie, wyraźnie czekając, abym za nim powtórzyła te dwa słowa.

Pot wciąż jest na jego dużej klatce piersiowej, noga owinięta bandażem, patrzę na niego rozpaczliwym wzrokiem.

Ja-ja... - językiem przejeżdżam po spierzchniętych ustach, kiedy patrzę na niego.
- Też cię kocham. - widzę, jak jego różowe usta układają się w słaby uśmiech. Podnoszę wzrok i zauważam w jego oczach emocje, prawdziwe szczęście.
- A ja kocham ciebie Aubrey Evens. - powtarza, umysł podpowiada mi, aby zwiać, uciec teraz, kiedy mam na to szansę, jednak serce mówi zupełnie coś innego.

Pochylam się. Jego dłoń powoli sunie z mojego nadgarstka, aby złapać za dłoń. Wiem, że też chce się pochylić ku mnie, ale jestem świadoma tego, że ciężko mu się poruszyć. Moje usta stykają się z jego miękkimi. To jak raj na ziemi, czując jego wargi poruszające się przy moich.

- Kocham cię. - mówię raz jeszcze przy okazji chwili na złapanie oddechu.

Kiedy odrywam się od niego, nasze oddechy są ciężkie.

- Wydaje mi się, że właśnie wyzdrowiałem. - śmieję się delikatnie na jego żart i muskam jego usta swoimi raz jeszcze.
- Pójdę przynieść ci wody do picia. - kiwa głową, kiedy wstaję, rozłączając nasze dłonie.

Mała kuchnia jest w nieładzie, talerze zalegają niepozmywane w zlewie, zapach zepsutego jedzenia unosi się w powietrzu, a śmieci są niewyniesione. Szybko wyrzucam je i zepsute jedzenie, po czym zmierzam do sypialni, aby zobaczyć, aby Harry zasnął, więc postanawiam postawić szklankę wody na stoliku nocnym, blisko miski z chłodną wodą.

Wychodzę, cicho zamykając za sobą drzwi. Wracam do kuchni i sprzątam do momentu, gdy jest nieskazitelnie czysto, świeże powietrze wlatuje do domu, kiedy otwieram okna.


I wtedy znowu to czuję. Wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Stoję w miejscu, rozglądając się po kuchni, nikogo tu nie ma, wyłączając mnie i Harry'ego. Mięśnie napinają się, kiedy słyszę dźwięki dochodzące z ciemnego gościnnego pokoju. Powoli stawiam kroki, kiedy w końcu chwytam drzwi, gdzie znajduje się Harry, wchodzę i zamykam je za sobą.

- Harry, ktoś tam jest- - łóżko jest puste. Zmieszanie jest widoczne na mojej twarzy, kiedy podchodzę bliżej. Szklanka po wodzie jest pusta. Jego szafa jest otwarta, zauważam tam moje zdjęcia, które widziałam już wcześniej, kiedy tam zajrzałam. Podchodzę jeszcze bliżej i zauważam coś. Dreszcze przechodzą po moim ciele, gdy mój wzrok ląduje na tym.

W małym pudełku leżą obrączki moich rodziców. Jestem prawie pewna, że zostali pochowani wraz z nimi. Podnoszę je i przyglądam się, teraz są na nich wygrawerowane dwa imiona - moje i Harry'ego.

Wypuszczam je z rąk, słysząc głośny huk z zewnątrz. Otwieram drzwi i wychylam się, widząc kompletną ciemność.

- Harry. - odzywam się. Otwieram je szerzej. - Harry, to ty? - wychodzę. Staram się nie płakać ze strachu, kiedy słyszę czyiś groźny śmiech z salonu.
- Harry, to nie jest śmieszne. - jego sztuczki nie są dla mnie ani trochę zabawne. Nadal się śmieje i po chwili orientuję się, że jestem zamknięta w łazience dysząc głośno, kiedy słyszę jego kroki podchodzące co raz bliżej. Dlaczego on się w to bawi?

Trzy mocne uderzenia w drzwi powodują, że powoli odchodzę.

- Harry, przerażasz mnie! - wrzeszczę, ale jedyne, co słyszę, to co raz głośniejszy śmiech. Mocno zatykam dłońmi uszy, aby uciszyć ten dźwięk. Kołyszę się, siedząc w kącie łazienki i widzę wściekłe walenie w drzwi.

Najbardziej przerażającą rzeczą w tej sytuacji jest to, że to nie Harry sobie ze mnie żartuje.

Kiedy odsłaniam uszy, nic nie słychać. Moja klatka piersiowa szybko podnosi się i opada, kiedy pękam i zaczynam płakać. Jestem przerażona, doszło do tego momentu, w którym po prostu muszę się wypłakać.

Minutę później słyszę delikatne pukanie.

- Zostaw mnie w spokoju! - płaczę.
- Aubrey? Co ci jest? - jego głos jest słaby, prawie bezsilny. Teraz czuję się zmieszana.

Podnoszę się i widzę, jak marszczy brwi na mój widok, kiedy otwieram drzwi.

- Co się stało? - nie tracę ani chwili i przytulam się do niego. Trzęsę się, kiedy zaczynam znowu płakać, opiera się o ścianę dla wsparcia.



- Ktoś mnie śledził. Śmiał się i nie wiedziałam, co robić. - płaczę jeszcze bardziej, na co ten przytula mnie mocniej. Mój szloch załamuje się i jestem przerażona.
- Shhh, już dobrze skarbie. Wszystko będzie dobrze. - całuje mnie w czubek głowy.
- Co jeśli on nadal jest w domu? - szybko go puszczam i rozglądam się spanikowana.
- Aubrey, nikogo tu nie ma. - mówi, na co przypominam sobie, że to samo mówił mi Johnny.
- Nie, Harry. Coś tu się dzieje i to nie jest normalne. - wzdycha, kręcąc głową.
- Myślę, że musisz się przestać.
- Łatwo ci to mówić, bo to nie ty byłeś przez kogoś prześladowany! - wycofuję się z powrotem do łazienki i zamykam ją.
- Aubrey. W porządku, przepraszam. Wierzę ci. - wkurza mnie, ale stara się na to patrzeć trzeźwo. Gdy nie daję mu odpowiedzi, słyszę jak odchodzi.

Patrzę w lustro, mam bladą twarz, sińce pod oczami. Zdejmuję szpitalną koszulę i odkręcam kurek. Po chwili całe pomieszczenie jest zaparowane, a ja wchodzę pod gorący prysznic. Szwy wydają się być w porządku, ale uważam, aby nie dotknąć rany, zapobiegając infekcji.

Moje mięśnie rozluźniają się od ciągłego spinania, pozwalam wodzie zmoczyć moje długie włosy. Szklane drzwiczki zakrywają moją nagą skórę od drugiej strony.

Przyglądam się drzwiom i powoli zauważam czyjeś palce, sunące po nich, pisząc jakieś słowa.

Potwór zasługuje, by być trzymanym w klatce.

Wargi zaczynają mi się trząść, krople wody spływają po twarzy i wtedy zaczynam krzyczeć.

________________________________________________________________

Muzyka wydaje mi się adekwatna do sytuacji, 
słuchałam tego cały czas, pisząc to. :D
Nie bójcie się, całuski! :*

+ domek Aubrey i Harry'ego. :)



~*~

Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

sobota, 10 stycznia 2015

CHAPTER 39

Aubrey POV

Biegniemy, Harry kuleje. Zaczyna robić się ciemno i zimno przez co mogę poczuć, jak na mojej skórze robi się gęsia skórka. Suche liście szeleszczą nam pod stopami, zapach deszczu sygnalizuje, że zaraz będzie padać.
- Nigdy nie pomyślałabym, że jest takim świrem. - mówię szeptem, widząc, jak Harry pochyla się przy drzewie, próbując złapać oddech.
- Taa, a mówiłaś, że był dobrym przyjacielem. Powinien siedzieć w jakieś izolatce. - widzę, jak opiera się o drzewo i siada na ziemi. Przygryza wewnętrzną stronę policzka, próbując nie krzyczeć z bólu, kiedy odwiązuje kawałek koszuli, użytej jaki bandaż do swojej rany. Syczy i dotyka jej, ale ja cieszę się ze świadomości, że krwawienie ustało.
Podchodzę do niego i siadam obok. Podnosi głowę w górę, starając się zrelaksować.
- Przepraszam. - patrzy na mnie z dezaprobatą na twarzy.
- Nie zrobiłaś nic, za co miałabyś przepraszać, skarbie. - uśmiecha się lekko.
Uśmiecham się i relaksuję. Delikatny szum drzew sprawia, że się uspokajam. Ale nagle serce zaczyna mi bić tak szybko, że mogę usłyszeć jego bicie, kiedy obraz ciała Liam'a staje mi przed oczami. Nie widziałam tego. Nie było mnie tam. Nic nie zrobiłaś.

Och, ależ zrobiłaś.

- Harry, chodźmy. - łapię jego rękę i próbuję podnieść.
- W porządku, dam radę. - puszczam go i obserwuję, jak próbuje wstać. Wspiera się ręką, przytrzymując drzewa.
- Co to? - mówi, wskazując na coś. W końcu wstaje, chwyta cokolwiek ma pod ręką i rzuca, aby to sprawdzić, wtedy naszym oczom ukazuje się coś, co dobrze znamy.
- Pizdy śledzą nas. - rozgląda się wokół, podnosi wzrok na drzewa, okazuje się, że byli obserwowani przez bardzo długi czas.


*

*


- Myślisz, że nas znajdą? - rozglądam się po lesie, kiedy Harry wsiada do auta; kamery leżą roztrzaskane na kawałki na ziemi. Odwracam głowę, słysząc trzaskanie drzwiami.
- Dlaczego siadasz na fotel pasażera? - zamyka oczy i rozmasowuje skronie.
- Bo nie mogę prowadzić. Pamiętasz? - mówi wzburzony.
- Racja, przepraszam. - podchodzę do miejsca kierowcy i krzywię się, starając wsiąść, szwy dają się we znaki.
Odpalam samochód i ruszam.
- Dokąd jedziemy? - pytam, przybliżając się do kierownicy ze względu na to, że jestem niska.
- Najpierw musimy jakoś pozbyć się kuli z mojej nogi. - jęczy i zamyka oczy z bólu.
- Wystarczy! Zatrzymaj ten pieprzony samochód! - wrzeszczy. Wciskam hamulec, po czym ten otwiera drzwi i wyskakuje z auta.
- Aubrey! - wysiadam i idę za nim. Upada na trawę i siada. Rozrywa spodnie w miejscu, w którym jest ranny.
- Musisz coś dla mnie zrobić. - wzdycha i znowu jęczy. Wyciąga nóż z kieszeni po czym podaje mi go. Klękam przy nim, nie mając pojęcia, co będę musiała zrobić.
- Odwrócę wzrok, a ty w tym czasie wyjmiesz kulę. - otwieram usta, nie jestem pewna, czy będę w stanie przez to przejść.
- Posłuchaj mnie. Musisz to zrobić. - chwyta za kołnierz koszuli, gryzie go i odwraca wzrok.

Co? Nie jestem lekarzem. I daleko mi do chirurga. Podnoszę wzrok znad jego rany, widzę jego przerażony wyraz twarzy, kiedy przygryza kołnierz swojej brudnej koszuli.
Przełykam gulę w gardle, trzęsą mi się ręce. Jedną dłoń kładę mu za kolanem przytrzymując nogę, w razie, gdyby chciał walczyć. Drugą ręką trzymam nóż i powoli wkładam go do rany; jedyne, co mogę usłyszeć to krzyki chłopaka.
Wnętrzności mi się skręcają, kiedy krew zaczyna wyciekać i już wiem, że ciężko będzie mi wyjąć kulę.
- Harry, musisz zagryźć kołnierz najmocniej, jak potrafisz. - boleśnie kiwa, a pot ścieka mu z czoła. Wkładam nóż głębiej w jego skórę, aż do momentu, w którym mogę zobaczyć pocisk. Szybko go wyciągam.

________________________________________________________________

Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

czwartek, 8 stycznia 2015

CHAPTER 38

Dla tych, którzy zapomnieli, kim jest Alex - jest początkującym w S.W.A.T.
W rozdziale 21 wierzyli, że udało im się złapać Harry'ego, ale spartolili sprawę, kiedy ten schwytał innego surgenta. :p
Alex jest młodym mężczyzną, który dopiero się uczy i jest jedynym, który poustawiał kamery w lesie i oglądał nagrania.

**

- Alex, powinniśmy poczekać. - odwracam się, aby na nią spojrzeć, kosmyk włosów wypadł jej z koka, kiedy pochylała się nad ekranem.
- Czekać na  co? Kiedy będzie martwa? Nie widzieliśmy tej dwójki od miesiąca. Uważam, że już czas zacząć działać i w końcu go złapać. - patrzę w monitor, odtwarzając wcześniejsze nagrania.
- Tylko ja uważam, że ona się w nim zakochuje? - odzywa się Nydia, mrużąc oczy podczas wpatrywania się w ekran.
- To niemożliwe. - szydzę i zaczynam czytać więcej informacji w notatniku.


- Po prostu, spójrz, jak ona pozwala mu się obejmować. Przywiązała się do niego, jakby jej życie od tego zależało. - wskazuje na tą dwójkę. I ma rację.
Całuje ją w czoło i szepcze coś do ucha. Ta na końcu szlocha, ale nadal razem siedzą na trawie.
- Nigdy wcześniej nie widziałam, aby coś takiego się wydarzyło. Poukładana dziewczyna zakochuje się w szalonym, psychicznym, zabójczym, okropnie-atrakcyjnym palancie. - marszczę brwi na jej spostrzeżenie, na co ta tylko wzrusza ramionami na mój dziwny wzrok.
- Sargent dał nam rozkaz, aby nie atakować, ale czekam, aby dorwać Styles'a już od ponad miesiąca. - patrzę na monitor i widzę, jak go całuje. Zaciskam szczękę, koniec ołówka, który trzymam, łamie się pod ogromnym naciskiem.
- Wow, uspokój się tygrysie, przez chwilę to wyglądało tak, jakbyś był zazdrosny. - śmieje się, a się uspokajam.
- Nie, po prostu... Wygląda nie niewinną dziewczynę, zmuszaną do robienia rzeczy, których nie chce robić w swoim życiu.
Nydia nie odzywa się, teraz skupiła swoją uwagę na pustym monitorze, w którym jeszcze niedawno były trzy żyjące osoby. Teraz dwie odeszły, a jedna została martwa.
- Co robimy z ciałem? - pyta.
Odpowiadam, chwytając przy tyn walkie talkie.
- Tutaj oficer 18, oficerze 78.
- Oficer 78, co się dzieje?
- Musimy kogoś zabrać. - puszczam guzik i czekam na jego odpowiedź.
- Kto jest ofiarą?
- Liam Payne.
- Och, upewnię się, go zabiorą. Szukaliśmy go od kiedy wsadziliśmy go do instytucji. - żegnam się i odkładam urządzenie na swoje miejsce.
- Więc 78 szukał go? - Nydia siada obok mnie; na takim samym krześle, jak moje.
- Tak. Był gotów uciec-
- Mój boże, Alex, patrz! - patrzę w stronę, w którą wskazuje.
Na ekranie, gdzie leży Liam Payne, jego prawa ręka drga. On wciąż żyje.
- Dzwoń do wszystkich dowódców, mamy alarm 220. Wszyscy mają być gotowi z załadowanym sprzętem. - dłonie mi się trzęsą, kiedy powtarzam.
- Alex, nie wydaje mi się, aby to wszystko... - patrzę na kilka ekranów, które tutaj mamy i na piątym, wydaje się, że Harry odkrył kamerę.
Przełykam gulę w gardle i patrzę jak marszy brwi po czym zrzuca małą kamerę na ziemię, rozbijając ją swoją zdrową nogą. W rezultacie kamera traci sygnał.
- Wiedzą, co zamierzamy. I wydaje mi się, że wiem, co zamierzają potem zrobić. - Nydia zwraca się do mnie twarzą bez wyrazu.
- Co takiego?
- Zamierzają uciec. - moje oczy zrobiły się wielkie, gdy odwracając się do ekranów i widzę, jak kamera po kamerze tracą swoje sygnały.

__________________________________________________________________

W następnym rozdziale będzie trochę o Naszych gołąbeczkach. :D
+ Zbliżamy się wielkimi krokami (bo tylko 2 rozdziały) do zakończenia I części opowiadania. :o 
kto by pomyślał? Szybko minęło. 

~*~

Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).