sobota, 28 lutego 2015

CHAPTER 45


*

Bo nikt nie zna cię kochanie tak, jak ja. 
Minęło tak dużo czasu, minęło tak dużo czasu. 
Może jesteśmy ognioodporni.

*

Harry POV

- Kochasz mnie? - łzy plamią jej twarz, widzę jej ból, kiedy mocniej zaciskam dłoń na jej brązowych włosach.
- Odpowiedz mi! - brzmię jak bestia, wydzierając się na nią mimo tego, jak blisko siebie jesteśmy. Zaczyna płakać, puszczam ją i patrzę, jak wypłakuje się w swoje dłonie.
- N-nie. - jej odpowiedź jest prosta, za prosta, nie powinna mnie zranić. Ale sytuacja w jakiej się znajdujemy, to, co zrobiłem dzisiaj, to wszystko nawarstwia się i dostrzegam, że zachowuję się jak palant przez co zaczynam płakać.

Może teraz odejść, przecież powiedziała "nie". Nie chcę, aby odchodziła, nigdy tego nie chciałem. Powiedziałem jej, że będzie mogła to zrobić, jeśli mnie odrzuci i teraz tego żałuję.

W mojej głupiej próbie przestania płakać ścieram łzy rękawem i sięgam po dziewczynę. Chwytam ją za ramiona, staram się nie złapać zbyt mocno, ale też tak, aby nie mogła się odsunąć.

- Powtórz to. Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz. - ma spuszczoną głowę, nadal cicho płacze. Kiedy w końcu podnosi ją w górę, czuję ukłucie w sercu, zauważając, że jej duże, brązowe oczy są czerwone i opuchnięte, wydają się tonąć we łzach. Jej dolna warga drży i zajmuje to trochę czasu, ale w końcu spotyka się z moim wzrokiem.

- Ja - zagryza dolną wargę i patrzy w górę,wstrzymując łzy. Ponownie odnajduje moje oczy, tonąc w nich raz jeszcze.
- Powiedz mi, że nic nie czułaś, kiedy całowałem tamtą dziewczynę. - jestem zdesperowany, aby powiedziała to, co chcę usłyszeć.

Jej milczenie powoduje, że tracę cierpliwość, jednak staram się opanować, gdy ta uspokaja się i mówi:

- Nienawidzę cię Harry Styles'ie za te wszystkie popieprzone rzeczy, które mi zrobiłeś. Sprawiłeś, że straciłam panowanie nad sobą wraz z moją godnością, i najgorsze z tego wszystkiego to to, że postradałam zmysły. Jeśli chociaż przez chwilę sądziłeś, że mogłabym cię pokochać z całego serca, które już jest w kawałkach, to mogłabym pomyśleć, że opętał cię diabeł. Ale nie mogę tak myśleć.

Wyrywa się z mojego uścisku i odchodzi, zostawiając mnie z jej słowami odtwarzającymi się w kółko w mojej głowie.

* Przeszłość *

Harry ~~

Może mógłbym zostać lekarzem? Albo  Olimpijskim? Pytałem samego siebie, przygryzając długopis, starałem się coś wymyślić na temat mojej przyszłości na ten essay. Zrobiłem się podirytowany, gdy mój mózg nie mógł zdecydować się na właściwą odpowiedź, ale tutaj przecież nie ma złych i dobrych odpowiedzi. Pani Jay doprowadzała mnie do szału tym essay'em, ale wiem, że muszę zaliczyć te zajęcia.

Podniosłem wzrok, gdy drzwi od klasy otworzyły się, a przez nie weszła Aubrey. Jej włosy związane były w wysokiego kucyka i nic nie mogłem na to poradzić, ale moje oczy skanowały jej nieskazitelną twarz. Uśmiechnęła się do swojego partnera i usiadła obok niego, złamałem długopis przez zbierającą się we mnie wściekłość na widok tego, jak dobrze się dogadywali.

Kiedy przeniosłem wzrok z powrotem na kartkę, na której napisałem zaledwie jedno zdanie, szybko je skreśliłem i napisałem:

"Kiedy dorosnę, chcę ożenić się z dziewczyną, którą pragnę."

**

Biegłem. Biegłem po nią i gdy zatrzymałem ją znowu po raz setny, nie pozwolę się odejść.

Nie sądzę, abym kiedykolwiek na to pozwolił.

_________________________________________________

Jest już rozdział 2. Call Boy
Gorąco zapraszam. :)

czwartek, 19 lutego 2015

CHAPTER 44


Jeśli mnie nie kochasz,
dlaczego obudziłaś we mnie nadzieję?
Bez wzdjędu na to, co się wydarzy, nie puszczę cię,
Źle mnie zrozumiałaś, nie chciałem cię skrzywdzić.

Aubrey POV

- Nie mogę uwierzyć w twój egoizm!
- Głupia zdzira.
- Gdybym cię nie kochała, to udusiłabym cię.

Posiniaczona twarz Gregg'a staje mi przed oczami, po tym, jak Harry nakrył nas przytulających się do siebie.

Jest zły, wściekły. Nie wydaje mi się, żeby było w tym coś dziwnego, widuję go takiego, co najmniej dwa razy dziennie.

Po walce na pięści Harry'ego z Gregg'iem, wyciągnął mnie z zakładu, wioząc to naszego domu jeśli tak można to nazwać. Teraz jesteśmy w salonie, ten chodzi po pokoju, a ja siedzę, jak przyklejona do kanapy.

Siedzę cicho, dając mu tym do zrozumienia, że nie mam zamiaru odpowiadać na żadne jego komentarze.

- Powiedz mi. - jego głos jest surowy, kiedy stoi naprzeciw mnie, sprawiając, że podnoszę głowę na jego niebotycznie wysoką postać.

Moje usta wydają się być zamknięte na zamek, nie wychodzi z nich ani jedno słowo.

- Powiedz! - jego dłoń ostro chwyta za mój podbródek. Nozdrza rozszerzają się mocno ze złości, powodując, że oddech, które bierze, uderza w moją twarz.
- Nie zasługujesz, aby wiedzieć. - taka jest prawda i mam gdzieś, że przez to będzie jeszcze bardziej wściekły, nie zasłużył na to.
- Nie zasługuję na prawdę? Po tym, co dla ciebie zrobiłem!?
- Wszystko, co zrobiłeś w moim życiu to zniszczenie każdej, nawet najmniejszej krzty nadziei, której się trzymałam, aby to wszystko zniknęło! - wstaję, popychając go w tył, aby puścił mój podbródek.
- To kłamstwo. Sprawiłem, że twoje życie stało się pieprzonym rajem. - zagrzmiał dwa razy mocniej.
- Och, doprawdy? Dlaczego nigdy nie widziałeś, jak się uśmiecham? Dlaczego każdej nocy śpię z cholerną bronią pod poduszką, co? - pcham go z każdym wypowiadanym przeze mnie wyrzutem, zmuszając do cofania się.

Przerywa mi, chwytając za nadgarstki,  tym samym zatrzymuje nas oboje.

- Mam nadzieję, że będziesz płonął w piekle. - syczę.
- Już w nim jestem. - puszcza moje nadgarstki z lekkim pchnięciem, następnie odwraca się i wychodzi.


*

*

*

*


Może powinnam to teraz zakończyć. Mogłabym odejść, spakować się i po prostu wyjść, ale gdzie bym poszła? Obgryzam paznokcie, myśląc nad tym, co zrobić.

Minęły 4 godziny od momentu, w którym Harry wyszedł, a dopiero teraz kłócę się sama ze sobą, czy powinnam uciec. Otwieram naszą szafę, wyciągam torbę i otwieram ją. Potem zaczynam pakować wszystkie moje koszulki, spodnie, buty. Podchodzę do naszej komody, wyciągając wszystko, co będzie mi potrzebne, włączając w to paszport, pieniądze i to, co wpadnie mi w ręce.

Czas mija, podnoszę pełny bagaż, a moje serce zaczyna walić jak szalone, słysząc otwieranie frontowych drzwi, a chwilę potem głośne trzaśnięcie nimi. Nie, nie, nie, nie może tu teraz przyjść.

Jestem zbita z tropu, kiedy wychodzę na korytarz i widzę, jak pijany Harry podchodzi do sofy i kładzie się. Dziewczyna podąża za nim, obserwuję, jak przyciąga ją do siebie, wkłada dłonie pod jej sukienkę. Jęczy, kiedy ta przygryza jego wargę.

- Harry. - otwiera oczy, ale nie odrywa się od dziewczyny. Uśmiecha się głupio. Chce, abym poczuła ból. Chce, abym poczuła się tak, jak on, kiedy zobaczył mnie z Gregg'iem. Chcę udawać, że to nie robi na mnie najmniejszego wrażenia, ale emocje, które tak bardzo starałam się w sobie stłumić, zdradziły mnie. Czuję to uczucie pieczenia ze złości, zazdrość.

Zamyka oczy i jęczy w jej usta. W tym momencie pękam.

- Harry! - powtarzam jego imię. To powoduje, że dziewczyna, przez którą krew mnie zalewa, zatrzymuje się i spogląda na mnie. Żenująco schodzi z niego.
- Czego chcesz do cholery? - z jakiegoś powodu jego szorstki ton boli. Czego chcę? Chcę, aby ta nieznajoma wyszła z naszego domu i żeby trzymała łapska przy sobie.
- Chcę, aby twoja mała przyjaciółeczka stąd spieprzała. - drwi, widząc, jak szarpię ją do wyjścia, ale zadziwiająco nie powstrzymuje mnie. Dziewczyna przeklina pod nosem, kiedy wyrzucam ją za drzwi.
- W taki sposób chcesz rozwiązać swoje problemy, Harry? - wracam go salonu i znajduję go bez koszulki. Ma malinki prowadzące wzdłuż jego szyi aż do klatki piersiowej, moje dłonie zaciskają się w pięści.
- Gdzieś ty był?
- W pieprzonym klubie, a gdzie niby? - mówi zirytowany. Podążam za nim do naszej sypialni, w pełni spakowana i gotowa go ucieczki torba podróżna sprawia, że zatrzymuje się, a ja uderzam w jego plecy.
- Odchodzisz? - reaguje wściekłością. Odwraca się, na co zaciskam szczękę, nie chcę patrzeć mu w oczy.
- Tak.
- Teraz ty mi powiedz, w taki sposób chcesz rozwiązać swoje problemy? - wykorzystuje moje poprzednie pytanie przeciw mnie. Skomlę, kiedy łapie mnie za włosy i przyciąga bliżej siebie.
- Spójrz na mnie! - mozolnie spoglądam w jego zielone, błyszczące oczy. Wszystko, co widzę to wściekły człowiek, który nie ma pojęcia, co robi.
- Wiesz gdzie są drzwi. Ale najpierw udowodnij mi coś. - zaczynam się rozklejać przez ból rozchodzący się po skórze mojej głowy.
- Kochasz mnie? - moja dolna warga zaczyna drżeć, chłopak pochyla się.

_____________________________________________________

Call Boy

~~~

EDIT

Dziś [21.02] są moje 20-ste urodziny! 
Ale ten czas leci... 
Czuję się staro! ;c

niedziela, 15 lutego 2015

NOWY FF!


Zapraszam Was na moje nowe tłumaczenie fanfiction! 



+ Nowy rozdział Stalked pojawi się najprawdopodobniej w czwartek. :*

sobota, 14 lutego 2015

CHAPTER 43


Aubrey POV

- Wypuść mnie! - wierciłam się mocno związana na drewnianym krześle, to nie był najlepszy pomysł. Moje nogi i ręce były przywiązane do krzesła, kończyny wrzeszczały z bólu przy każdym ruchu. Przeklęłam w końcu zmęczona próbą uwolnienia się z szorstkiej liny.

Kiedy drzwi się otworzyły, jasne światło poraziło moje oczy niczym ogień, chce mi się rzygać, widząc twarz Josh'a.

- Jak ci się podoba pobyt w Josh Motel? - uśmiecha się, podchodzi do mnie i palcem podnosi mój podbródek. Nic na to nie poradzę, ale wyobrażam go sobie martwego. Jego dłoń chwyta mnie za twarz, ściskając mocno policzki.

- Odpowiedz! - wzdrygam się na jego głośny krzyk.
- Pierdol się. - śmieje się na moją zaciekłość.
- Aubrey, jesteś taka ślepa. To znaczy, myślałaś, że tylko zapłacicie i już będziecie mogli odejść? - śmieje się złowieszczo, odrywa swoją dłoń ode mnie i zaczyna chodzić w tę i z powrotem.
- Co ty do cholery chcesz, żeby Harry zrobił?
- Nikt nigdy ci nie mówił, żebyś się zamknęła? - ryczy, na co cofam się przez jego szorstki ton. Nie musisz nawet myśleć dwa razy, aby zauważyć, że ma problemy z opanowaniem gniewu.

Kiedy nie podnoszę głowy i siedzę cicho, klęka przede mną.

- Jesteś taka piękna. - ręką zgarnia mi włosy w twarzy.
- Mógłbym sprawić, że byłabyś dużo bardziej szczęśliwa ze mną, niż z nim. - szepcze.
- Wolałabym wypić truciznę. - cisnę w niego jadem.

Dłoń mocno ląduje na moim policzku, blada skóra zaczyna piec.

- To było-
- Szefie, Jonathan już jest. - przerywa, kiedy Gregg wchodzi.
- Zajmij się dziewczyną. - Josh wściekle warczy, wychodząc.

Gdy trzaska drzwiami, ponownie zapada ciemność. Zostałam sama z człowiekiem, który wygląda jak Johnny. Mogłam usłyszeć stukot jego butów odbijający się echem po małym pomieszczeniu, sprawia, że się denerwuję. Moje oczy przeszukują ciemność i odnajduję jego postać, dziwię się, kiedy światło lekko zamigotało.

Przez moment mogło się wydawać, że nasze spojrzenia spotkały się, spotkałam się z oczami Johnny'ego, z tą różnicą, iż w tych oczami nie było miłości. Odwracam wzrok, czując niezręczne napięcie, które w ten sposób tworzę.

- To naprawdę dobry facet, Josh po prostu staje się trudną osobą jeśli chodzi o interesy. - jego brytyjski akcent sprawia, że przechodzi mnie dreszcz, myśl, że Harry może zrobić coś głupiego chodzi mi po głowie.

Opiera się plecami o drzwi, czuję jego wzrok na sobie. Nie mam śmiałości na niego spojrzeć.

Nie jestem pewna, co powinnam z tym zrobić, w jednym momencie jestem wściekła, a chwilę później chce mi się płakać, ale nie pozwolę wrócić słabej Aubrey.

- Gdybym wiedział, co on będzie kazał zrobić twojemu chłopakowi, powiedziałbym ci o tym, ale niestety nie wiem. - czuję, jak moje serce pęka jeszcze bardziej, on nawet myśli jak Johnny.

- Zostaw mnie samą. - nie mogę pozwolić mu zbliżyć się do mnie, albo, żeby ze mną rozmawiał, szczególnie, że przypomina mi mojego ukochanego.
- Dlaczego? - chciałabym, aby mnie zostawił, w ten sposób wspomnienia o nim nie wrócą.

Ośmielam się podnieść na niego wzrok, żałuję jednak, gdy widzę, jak blisko mnie się znajduje. Wydaje się klęczeć na prawym kolanie naprzeciw mojego związanego ciała. Z trudem łapię powietrze, kiedy jego dłoń dotyka mojego policzka. Jest taka delikatna, nie ma cienia szorstkości w jego dotyku.

- Taka piękna dziewczyna nie powinna uczestniczyć w takim bagnie. - szepcze. Mrugam, przyglądając się wszystkim jego doskonałościom i niedoskonałościom, cóż, tych drugich nie jest zbyt wiele jeśli chodzi o niego.
- Wiem o tym. Dlatego staram się od tego uciec. - jego dłoń opada z mojej twarzy i kiedy zaczyna przyglądać mi się, wiem, że nie przeżyję ze świadomością, iż chęć płaczu staje się co raz silniejsza.

Wzdycha ciężko, myśląc nad czymś i zaczyna się pochylać, mogłam poczuć, jak serce zaczyna mi być co raz szybciej i szybciej, czując jego oddech owiewający moją twarz. Umysł podpowiadał, aby się od niego odsunąć, ale więź, którą czułam pomiędzy mną a nim jest tak silna, kiedy jego usta spotykają moje i wtedy pozwalam pierwszym łzom spłynąć. Jego usta są pełne, miękkie. Nigdy nie czułam tak ciepłych ust ocierających się o moje, ale teraz już znam to uczucie i jestem pod wrażeniem.

Kiedy przerywa naszą więź, jego oddech jest ciężki, nie spuszcza wzroku z moich ust.

- J-ja zaraz wrócę. - jąka się i wstaje, po czym odchodzi i zamyka drzwi. Nie mam pojęcia, dlatego zaczęłam płakać, jedyne, co wiem na pewno to to, że nigdy nie zapomnę tego pocałunku.

Harry POV

- To kurewsko głupie. - uderzam w kierownicę, starając się myśleć nad tym, co robić. Tylko jakiś popieprzony idiota mógłby zrobić to, co muszę zrobić ja, ale przecież ja jestem idiotą. Zabiję Josh'a, kiedy już to skończę, nasz umowa została spłacona, ale w tej swoje popierdolonej główce miał inny plan.

Wyjeżdżam z parkingu, kończąc swoje kazania i kieruję się w stronę fabryki. Ignoruję wzrok ochroniarzy, kiedy pokonuję drogę do biura Josh'a. Umieram za jej powrotem do domu.

Wchodzę, a Josh'a nie ma tam, gdzie myślałem, dodatkowe drzwi przykuwają moją uwagę, o ile dobrze pamiętam, to została zaciągnięta właśnie tam.

Otwieram drzwi, oczekując, że zastanę ją zapłakaną, trzęsącą się i błagającą, abym ją uratował, ale moja wściekłość wzrasta, widząc, jak przyjemnie się czuje w ramionach Gregg'a.

______________________________________________________

Ok, CO?! Nie, to zbyt wiele dla mnie. ... :o




Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).

wtorek, 10 lutego 2015

CHAPTER 42


"Winię ciebie za przestrzelone serce.
Skarbie, psujesz miłości opinię."


Aubrey POV

- Kocham cię. - nie, wcale nie.

Patrzę na niego. Chcę go zabić. Chcę uciec. Nic nie poradzę, że wyobrażam sobie, jak duszę go, kiedy śpi.

Zaciskam mocno powieki. Zakrywam twarz dłońmi przez to, o czym myślę. Czasem mam swoje dwubiegunowe* momenty takie, jak teraz. W jednym momencie chcę go pocałować, a chwilę później wyobrażam sobie, jak zrzucam go z balkonu. Kiedy nachodzą mnie takie myśli, dochodzę do wniosku, jak bardzo popieprzona się stałam, pozwalam mu się kontrolować w sposób, jaki kiedyś nie chciałam.

Wszystko to, co się teraz dzieje, obrabianie banków, po prostu chcę, aby uwierzył, że jestem z nim. Jednak to kłamstwo. Muszę uciec.

- Kochanie? - odwracam się, aby zobaczyć jego zmartwioną twarz.
- Coś mówiłeś?
Śmieje się lekko i powtarza:
- Pytałem, czy jesteś głodna.
Wracam myślami do momentu, w którym ostatni raz coś jadłam, po czym kręcę głową na znak, że jest w porządku.
- Myślałam o tym, że powinniśmy zapłacić Josh'owi. Powinniśmy oddać mu te pieniądze, które wisimy i wyjechać.
Zakłada z powrotem ciemne okulary na nos i jedzie dalej.

Nie mam ochoty ponowie widzieć jego twarzy, Josh był zimnym, oschłym mężczyzną, dla którego liczyły się tylko pieniądze. Jesteśmy mu winni kasę za nasze fałszywe paszporty, domy, samochody; nasze życie ulegnie zmianie jeśli mu ich nie oddamy. Zawsze, kiedy go spotykaliśmy, oddawaliśmy mu parę tysięcy, ale oczywiście to nie wystarczyło na pokrycie naszych długów.

Harry zatrzymuje się przy opuszczonej fabryce, chwilę zajmuje nam rozpoznanie terenu, po czym oboje opuszczamy skórzane siedzenia samochodu, chłopak trzyma w rękach tylko jedną torbę. Wejście do biura Josh'a jest najdziwniejsze, jakie w życiu widziałam.

Dwaj ochroniarze stoją przy wejściu, wyglądają, jakby przed oczami stanął im jakiś robak.

- Pan Hutcherson czekał na waszą dwójkę. - odzywa się jeden z nich, robiąc krok, po czym otwiera nam drzwi. Chłodne powietrze z biura owiewa moją skórę, na co przechodzą mnie dreszcze; jego dusza pasuje do tego otoczenia.
- Ah, Harry, jak miło mi cię znowu widzieć. Oh, widzę, że przyprowadziłeś swoją seksowną dziewczynę. - zagryza dolną wargę przyglądając mi się, wie, że Harry jest typem zazdrośnika.
- Przyniosłem twoje brudne pieniądze. - Harry spluwa, rzucając torbę z pieniędzmi na stół.
- Gregg, przelicz je. - Josh mówi do jednego z mężczyzn. Kiedy Gregg odwraca się, zaczynam myśleć, że kogoś mi przypomina. Przypomina mi Johnny'ego.

Ma bladą skórę, brązowe włosy i oczy, pełne usta. Podchodzi, chwyta torbę, wyjmuje pieniądze i zaczyna przeliczać setki banknotów.

- Więc powiedz mi Harry, który bank tym razem? - Harry odpowiada mu, reszta ich konwersacji rozmywa się w mojej głowie, kiedy przyglądam się w zdziwieniu Gregg'owi. Sposób, w jaki w skupieniu marszczy brwi, przypomina mi chłopaka, którego kiedyś kochałam. Przykłada kciuk do ust i wysuwa język, liżąc go, kiedy kończy przeliczać pieniądze.

- Gotowa pokazać swoje ciałko? - wracam do siebie, słysząc, że Josh do mnie mówi.
- Co?
- Powiedziałem, że już prawie lato i spytałem, czy jesteś gotowa na pokazanie się w bikini. - uśmiecha się głupio na widoczne na mojej twarzy zniesmaczenie. Był taki obrzydliwy.
- Szefie. - cała nasza trójka patrzy na Gregg'a.
- Jest wszystko. - odnosi się do pieniędzy.

Harry działa szybko i ciągnie nas do wyjścia, kiedy nagle słyszy te słowa. Wiedziałam, że jeśli zostaniemy tu na dłużej, straci cierpliwość.

- Harry, a gdzie wy się wybieracie? - dwóch ochroniarzy ponownie wchodzi nam w drogę; nie dają nam wyjścia, więc odwracamy się z powrotem do Josh'a.
- Co masz na myśli mówiąc, gdzie się wybieramy? Skończyliśmy. Oddaliśmy ci ostatnią kasę za to, co byliśmy winni. - czuję, jak się denerwuje na moje pytanie.
- Mmm, Aubrey, powinnaś o czymś wiedzieć. Kiedy zawieram z kimś umowę, nie tak łatwo ją spłacić. - siada na swoim skórzanym fotelu, nogi kładzie na drewnianym biurku.
- Umówiliśmy się Josh. - mówi Harry, zaciskając ciasno pięści.
- Tak, to prawda. Jedyne, co musicie teraz zrobić to spełnić ją.
- Przecież to zrobiliśmy! - Harry wrzeszczy, gotowy, aby zaatakować Josh'a, ale zostaje przytrzymany przez mężczyzn.
- Wręcz przeciwnie, jesteśmy zaledwie na początku. - chwyta długopis i trzyma go między kciukiem, a palcem wskazującym.
- I co mamy niby zrobić, aby to skończyć? - mówi Harry, wciąż trzymany przez ochroniarzy.
- Harry, wszystko czego chcemy to tylko trochę zabawy. - Gregg zdaje się marszczyć brwi na słowa Josh'a.
- Josh, czego ty do kurwy chcesz? - pytam w złości. Marzę, aby już nigdy nie zobaczyć jego twarzy, ale świadomość, że jeszcze tego nie skończyliśmy, sprawia, że mam ochotę spalić mu buźkę.
- Chcę ciebie. - czuję owijające się wokół mnie ramiona.
- Puść ją! - Harry wrzeszczy, kiedy ja wiercę się w ciasnym uścisku mężczyzny. Postanawiam z całej siły zdeptać mu stopę, na co przeklina pod nosem.
- Puszczę ją tylko jeśli wyświadczysz mi przysługę. - zostaję wepchana do odseparowanego pokoju, jego prośba już nie dociera do moich uszu.
- Wypuść mnie! - uderzam z całej siły nogą w drzwi. Ich krzyki za drzwiami sprawiają, że się uspokajam i staram się usłyszeć, o czym mówią.
- Josh, wiesz, że nie mogę tego zrobić! - wydziera się Harry.
- Cóż, więc myślę, że możesz powiedzieć "papa" swojej dziwce. - słyszę spadanie jakichś przedmiotów, to prawdopodobnie sprawka Harry'ego.

Po tym, jak słyszę trzaśnięcie głównymi drzwiami, drzwi od mojego pokoju otwierają się. Robię krok w przód, aby nie upaść, moją talię chwytają duże dłonie Gregg'a.

- Przepraszam, ale muszę to zrobić. - mówi, zaczynając mnie związywać.

____________________________________________________________

Choroba afektywna dwubiegunowa, nazywana psychozą maniakalno -depresyjną.
____________________________________________________________



Uwielbiam czytać wasze komentarze! Szczególnie te, w których ktoś pisze,
 jakie emocje budzi w nim Stalked, takie są najlepsze! 
Proszę, aby ten rozdział skomentował każdy, kto może, chociażby cokolwiek! Uwielbiam to! Może w końcu uda wam się pokonać tę barierę 20 komentarzy? 
Liczę na was! :*


środa, 4 lutego 2015

CHAPTER 41


+ Joł, joł, joł! Aktualizacja, WOOOOW! Ten rozdział rozpocznie się od Naszego dobrego, starego przyjaciela Harry'ego. 


                                                   
                                               ~ Część II ~




Harry POV

Patrzę z przerażeniem, jak on wciąż ją bije, jej błagania, aby ją zostawił, abym ja odszedł, nie chce, żebym był świadkiem ciosów, które przyjmowała. Nie mogłem ruszyć się z miejsca, nogi odmówiły posłuszeństwa, szeroko otwarte oczy, widzę zakrwawioną wargę, przyszedł, aby jej coś zrobić. Jego donośne wrzaski zwrócone ku niej z jakiegoś powodu, obwinia ją o coś, nie mam pojęcia, o co.

To był 12 czerwca 1986 roku o godzinie 18:25. Mama dopiero co zrobiła obiad, kiedy ja oglądałem telewizję, śmiejąc za każdym razem, kiedy w bajce ktoś powiedział jakiś przereklamowany żart. Miałem tylko jedenaście lat, kiedy pierwszy raz zobaczyłem prawdziwe oblicze mojego ojca. Był dużym, masywnym mężczyzną, który mordował się w pracy, starając zarobić dla nas na życie. Mama była drobną kobietą, opiekowała się mną w domu, to ona wykonywała wszystkie domowe obowiązki. Nasze życie nigdy nie było ekstrawaganckie, głównie ciężką pracą doszliśmy do tego, gdzie jesteśmy teraz.

Kiedy usłyszałem głośny trzask frontowych drzwi i walizkę rzuconą na podłogę, wiedziałem, że to się dobrze nie skończy. Wszedł do kuchni ignorując mnie, słyszałem, jak mówi do niej, najpierw nie wiedziałem, o czym konkretnie rozmawiają, dopóki nie usłyszałem jego wrzasku.

- Mark powiedział mi, że tej nocy byłaś z Leo! Daj mi jakiś dobry powód, dla którego nie miałbym do niego teraz pójść i go zabić! - wrzasnął. Usłyszałem jej odpowiedź ściszonym tonem; odpowiedział pięścią. Stałem w progu, widziałem, jak ona upada na drewnianą podłogę, a on oddychał jak rozwścieczony byk, u którego z czerwonych uszu bucha dym.

Nie ruszyłem się, nic nie mówiłem, nawet nie mrugałem. Moje usta były rozłączone, oczy szeroko otwarte, widząc, jak podnosi ją i ryczy prosto w twarz, ale problemem było to, że nie słyszałem, co jej mówił. Patrzyłem co się dzieje swoimi zszokowanymi oczami, ale moje małe uszy nie usłyszały nic, co do niej mówił. Jej małe paznokcie wbiły mu się w ramiona, kiedy jego silne ręce owinęły się wokół jej delikatnej skórze na szyi.

Pozwoliłem mu ją zabić.

Siadam, koszulka jest cała przemoknięta potem. Moje serce bije szybko, jak dla mnie nawet za szybko. Zaschło mi w gardle, a przełykanie naprawia, że jest jeszcze gorzej. Rozglądam się i uspokajam, widząc spokojnie śpiącą Aubrey, jej ciało czasem delikatnie drga tu i tam. Skanuję ciemny pokój, w którym śpimy, mały promień słońca wdziera się przez zasłony.

Delikatnie wstaję z łóżka, nie chcąc obudzić małej, śpiącej obok mnie osóbki. Zimne powietrze uderza w moją nagą klatkę piersiową, tworząc gęsią skórkę, idę do kuchni, biorę szklany kubek i napełniam zimną wodą z kranu. Opróżniam go w sekundę, po czym czytam dostarczone nam rachunki.

Rachunek na wodę: 87,76$

Rachunek za prąd: 73,29$

Czynsz: 2,300$

Otwieram resztę i przeklinam na to, ile pieniędzy jesteśmy winni. Dom, w którym aktualnie żyjemy jest przestronny, drogi. Nigdy nie przypuszczałem, że dom w Texasie może miesięcznie tyle kosztować.

Kieruję się do ramy obrazu, wiszącym nad kominkiem w salonie. Odchylam go, aby dostać się do sejfu. Ostrożnie przekręcam zamek, wybierając kolejne liczby. Po otwarciu staram się go nie upuścić.

W sejfie jest 50-dolarowy banknot. Nic więcej. Przecieram dłońmi zmęczoną twarz, zastanawiając się nad tym, jakim cudem taką ilość pieniędzy wydaliśmy tak szybko w ubiegłym miesiącu. Tysiące, miliony banknotów wyrzuconych w błoto, poszły tak łatwo. Zły zamykam sejf i z powrotem odwieszam obraz na swoje miejsce. Mam gdzieś, że trzasnąłem drzwiami naszej sypialni, budząc ją przy tym, na co ta wyciąga broń spod poduszki, którą tam trzyma na wszelki wypadek.

- Jezu, Harry, wystraszyłeś mnie. - kładzie rękę na sercu i z powrotem wkłada broń pod poduszkę.
- Znowu jesteśmy spłukani. - gdy wzburzone słowa wychodzą w moich ust, ta jęczy i opada na łóżko.
- Harry, nie dzisiaj. Zrobimy to jutro, z tego co wiem, to banki nie zamierzają w najbliższym czasie nigdzie uciekać. - cienie pod jej oczami wydają się być z dnia na dzień co raz ciemniejsze w ostatnim czasie.
- Nie Aubrey, nie łapiesz. Jesteśmy winni innym ludziom dużo kasy! - jej brązowe oczy przesuwają się z sufitu na mnie.
- Mogą poczekać, prawda?
- Ty tego kurwa nie łapiesz, co nie? - podnoszę głos na jej ignorancję.
- Jeśli MY będziemy czekać, to MY zginiemy. - przez to krótkie sprawozdanie siada, jej brązowe włosy są w nieładzie. Wstaje i podchodzi do naszej szafy. 
- Daj mi 5 minut. - mówi i wyciąga czarne ubrania.



+



+



Bank w Texasie oszalał na punkcie patrzenia, jak dwóch złodziei kradnie tyle pieniędzy, ile chcą. Moja twarz jest zakryta, jej też. Wszyscy leżą na ziemi zakrywając się, kiedy Aubrey trzyma wymierzoną w nich broń. Pewna siebie stoi w swoich czarnych, obcisłych jeansach, a ja szybko zgarniam pieniądze do białej poszewki od poduszki i nic na to nie poradzę, ale podziwiam ją od tyłu. Czarna, skórzana kurtka ciasno ją opina, koszulka także opięta - kurwa, muszę się skupić.

Kasjerki stoją przerażone w kącie, co powoduje głupawy uśmiech na mojej twarzy. Oni wszyscy są tchórzami, jednak ochroniarz wygrałby nagrodę. Biorę tyle pieniędzy, ile moje chciwe ręce są w stanie sięgnąć. Kiedy podnoszę wzrok, widzę wysokiego mężczyznę stojącego z rękami w górze na znak, że nie zrobi krzywdy mojej Aubrey. Ta wskazuje na niego podejrzliwie; udaje spokojnego podchodząc do niej, ale bierze ją z zaskoczenia i próbuje wyrwać jej broń w rąk. Biorę "torbę" i biegnę do nich. Już chciałem na niego skoczyć i walnąć w twarz, ale niespodzianka. Aubrey kopie go w brzuch, potem uderza łokciem w nos, tym samym wysyłając go na ziemię z bólu. Ta akcja sprawiła, że stała się dla mnie jeszcze bardziej atrakcyjna, zawsze wiedziałem, że jest dobrym napastnikiem, ale ta Aubrey zrobiła na mnie wrażenie.

Dała strzał ostrzegawczy, aby przerazić już i tak wystraszonych ludzi, kiedy my przemierzaliśmy drogę do wyjścia. Nie czekamy ani chwili i pędzimy do czarnego samochodu, którego sobie przywłaszczyłem, ktoś zaparkował tu w złym miejscu o złym czasie.

- To było za proste. - kręcę głową ze zdumieniem, powinni się już nauczyć, obrabowujemy go od miesięcy z wielu tysięcy dolarów.

Czarne auto, które prowadzę porusza się z dużą prędkością, dociskam pedał do samego końca, wiedząc, że syreny policyjne w każdym momencie mogą się za nami pojawić.

Minęło trochę czasu, ponad rok dla jasności, od kiedy się stamtąd wyprowadziliśmy. Nasze fałszywe dowody osobiste dają nam możliwość opuszczenia kraju, kiedy tylko chcemy. Dom, w którym mieszkamy teraz ma dwa piętra, trzy sypialnie, trzy łazienki. Jest większy od pozostałych, z czarnymi meblami. Gdyby ktoś tu wszedł, mógłby pomyśleć, że to nawiedzony dom, ale nie winię ich za to. Koszty, jakie musimy za niego ponieść są większe, niż można by zliczyć, a z pieniędzmi, które wisimy Josh'owi to kwota, której nie da się nawet wyobrazić.

Kiedy się odwracam, widzę syreny policyjne, które siedzą nam na ogonie. Odwracam się do niej i znając ją, teraz jest o krok do przodu od nich. Otwiera szyberdach, wstaje, zębami odbezpiecza granat i rzuca go w auta policyjne, nie mają szans.

Stopą wciskam jeszcze mocniej pedał gazu, zwiększam naszą odległość, słysząc za nami eksplozję.

Opada na swoje siedzenie, jej oddech jest nieregularny, oglądając się za nas. Spoglądam na nią co chwilę, kiedy ta próbuje się uspokoić.

- Wszystko okej? - kiwa głową, zdejmując z twarzy kominiarkę, ma zaróżowione policzki; rozczochrane włosy.

Zaskakuje mnie, zdejmując też moją kominiarkę.

- Stop. Zatrzymaj samochód. - mówi.

Posłusznie zatrzymuję auto, wydaje się, że nikogo z nami nie ma. Wyciągam kluczyki i odwracam głowę w jej stronę, kiedy nagle jej usta atakują moje. Dłoń wplątuje w ten bajzel, które zwykłem nazywać włosami, przyciągam ją do siebie, pozwalając moim palcom błądzić po jej ciele do momentu, w którym martwa postać przypominająca moją matkę staje mi przed oczami.

____________________________________________________

Postać Josh'a macie w zakładce "Bohaterowie STALKED".

Zapraszam do oglądania zwiastunów! <3


Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).