piątek, 12 grudnia 2014

CHAPTER 23

~

Kiedy była dzieckiem, zawsze chciała być artystką. Rysowała po ścianach kredkami i bazgrała po szkolnych książkach niezmywalnymi mazakami, malowała twarz farbkami wodnymi wszystkimi siedmioma kolorami tęczy, jednak nie bardzo wiedziała, że kiedy dorośnie, zostanie artystką, która będzie rysować żyletką po udach, a jej rozbite wspomnienia wpłyną na kruchy umysł.

~


- Mamo? - widziałam, jak siada na trawie, patrząc na jego nagrobek. Jej oczy były bez życia, czytając nazwisko na kamieniu.
- Wszystko będzie dobrze mamo. - pogłaskałam ją po plecach, kiedy łzy smutku zaczęły spływać z jej oczu.
Żałuję, że z nim walczyłam. Powinnam być mu wdzięczna za całe moje życie. Był moim tatą i nie ważne, jak wiele razy staczaliśmy ze sobą wojny, kochałam go. Teraz wracam do domu, w którym nie ma wściekłego ojca czekającego na wysłuchanie moich wyjaśnień. Nie było nikogo i moje serce rozpada się, myśląc o tym.
Moje życie jest katastrofą, to huragan czekający, aby się zatrzymać i ja czekam, aż się zatrzyma, a wtedy będę mogła się zebrać.
Kiedy obie wsiadamy do auta, odwracam się, aby spojrzeć na miejsce, gdzie leży Harry i zauważam, że czerwone róże, które położyłam tamtego dnia, zrobiły się czarne i nie ma w nich ani krzty życia, słońce wyssało z nich całe piękno. Kiedy patrzę na jego grób, widzę poruszający się cień za posągiem, moje oczy ruszały się za postacią zmyślonej osoby, ale było za późno, abym mogła zobaczyć, kto to. Mój strach powraca, więc odjeżdżam z wciąż płaczącą matką.

- Chcesz czegoś mamo? - spoglądam na nią i zauważam jej czerwone, spuchnięte oczy patrzące przez okno.
- Nie. - jej odpowiedź jest krótka, bez żadnych emocji i rozumiem to. Wysiadam z auta i idę do sklepu, zostaję przy piwie i frytkach, nie jestem w nastroju na "normalne" jedzenie, a alkohol jest w tym momencie moim najlepszym przyjacielem. Płacę i zaważam tego samego chłopaka przy kasie i tym razem czytam jego imię napisane na plakietce, które brzmi: "Louis".
- Więc jak się masz? - przykuwa moją uwagę.
- Strzelam, że nie najlepiej. - kiwa głową i wkłada piwo i frytki do torby po czym podaje mi ją. Szczerze mówiąc, dla mnie nie wygląda na kasjera, wygląda na modela, ale może tylko ja tak myślę.
Patrzę na miejsce, w którym zaparkowałam samochód, ale im dłużej patrzę, tym bardziej zaczynam panikować, bo nie widzę mojego starego auta. Szybko rozglądam się po parkingu, ale nic nie widzę. Zostawiła mnie tutaj? Nie, nie mogłaby, nigdy by tego nie zrobiła. Wracam s powrotem do sklepu.
- Hej, umm, Louis, masz może telefon?

Trzecia osoba POV

- Jakieś ostatnie słowo pani Evans? - zaczęła drżeć, kiedy znalazła się sama zamknięta z nieznajomym w samochodzie swojej córki.
- Kim jesteś? - bała się, jednak postanowiła zapytać.
- Nie musisz wiedzieć. Teraz policzę do trzech i sumie to będzie koniec...
Zamknęła oczy, czując broń przykładaną do jej czoła.
'Przynajmniej znowu z nim będę' pomyślała i jednej sekundzie broń wystrzeliła. Jej twarz pokryła się czerwienią, to był zbyt okropny widok, aby go opisać.
Uśmiechał się zwycięsko, kiedy wyszedł z auta, w którym był ze swoim sojusznikiem i rzucił nim o maskę. Serwetką oczyścił broń i schował ją w tylnej kieszeni swoich jeansów.

Był gotów ją znaleźć.

Możesz się zastanawiać, kto jest tą osobą, ale kiedy się dowiesz, będziesz w szoku.


*

*

*

*

- Ugh, nie odpowiada! - wrzeszczę wkurzona na własną matkę.
- Może po prostu wybrała się na spacer po parku czy coś. - patrzę na niego i analizując te słowa, stwierdzam, jak głupio to zabrzmiało.
- Taaak, bo przecież 47-letnia kobieta, która właśnie straciła męża i wypłakuje przez to oczy tak po prostu wzięła samochód, aby pospacerować po parku. - odpowiadam sarkastycznie, na co ten tylko wzrusza ramionami.
- Koniec tego, dzwonię na policję, nie mogę tak po prostu tu stać czy czekać. - wybieram 911 na wielkim, białym telefonie Louis'a i wyjaśniam im, co się stało.
- Nie martw się, z twoją mamą wszystko jest w porządku. - Louis głaszcze mnie po plecach, próbując pocieszyć, jednak im bardziej myślę o tej sytuacji, tym gorsza się ona staje w mojej głowie. To znaczy, dlaczego miałaby chcieć odjechać? Albo co jeśli ktoś ją porwał? Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać, co jeśli oni też ją zabiją? Co jeśli zostałam zupełnie sama? Pytania zaczęły gromadzić się w mojej głowie i prędzej czy później samochody policyjne pojawiają się na miejscu.
- Panno Evans, dostaliśmy informację o zaginięciu samochodu i osoby, czy to prawda? - kiwam głową.
- Więc, mamy ludzi przeszukujących całe miasto i- - zatrzymuje się, gdy drugi policjant wchodzi, trzymając notes i długopis.
- Szefie, znaleźliśmy ją. - patrzy na mnie bez emocji. I wtedy już wiedziałam.
Straciłam wszystko.
- Panno Evan- - zaczynam potrząsać głową.
- Nie. Nie, to się nie dzieje. - idę w stronę drzwi.
- Panno Evans, proszę pozwolić nam-
- Powiedziałam nie! Nie chcę wiedzieć! - przeciskam się przez sklep i zaczynam biec, ignorując ich wołanie. Łzy zaczynają mi lecieć, moja długa, czarna spódnica staje się przemoknięta od mokrej powierzchni. Ona odeszła... On odszedł... Zostałam sama. Nie chcę nikogo słuchać, nie chcę być blisko nikogo, nie chcę być pocieszana. Chcę zostać sama.

Opieram się o słup uliczny łapiąc oddech, łzy pieką moje oczy.
- Dlaczego, Boże, dlaczego? - załamuję się, w końcu dając upust wszystkim emocjom.
- Dlaczego?! - ulice są puste, więc mój krzyk odbija się echem.
- Wszystko będzie dobrze... - mówię sama do siebie.
Zaczynam iść i mija 20 minut, kiedy w końcu staję twarzą w twarz z moim teraz pustym domem. Otwieram drzwi, w środku jest ciemno i cicho, ale nie dbam o to. Nic się dla mnie nie liczy, skończyłam z życiem. Wchodzę po schodach do pokoju, aby znaleźć ciemność, szeroko otwarte okno wpuszcza nocne powietrze.
- Dlaczego do diabła to wszystko spotkało właśnie mnie?! - chwytam swoje biurko rzucając nim. Wszystkie moje rysunki, perfumy i lampka upadają. Wcześniej czy później moja sypialnia zostaje zniszczona, ramki do zdjęć to porozbijane, mały ekran telewizora popękany, moja biała szafa leży teraz na podłodze. Widzę srebrną żyletkę na podłodze i z pulsującą krwią chwytam ją. Pamiętam pierwszy raz, kiedy jej użyłam. Czułam się tak dobrze, spływająca krew ze świeżo otwartej rany. To pomagało mi zapomnieć o wszystkim. Mogłam uspokoić swoje myśli. Patrzę na rzecz w swojej dłoni i w jednym ruchem czuję to znowu na mojej skórze, wgłębia się w nią i czuję świeże odsłonięte cięcie, co pozwala na swobodne sączenie się krwi.

Opuszczam zniszczoną część domu i biegnę do ogrodu. Wchodzę do kanciapy mojego taty i znajduję długie, brązowe liny.

- Nie będę już więcej cierpieć... - wiążę koniec liny w okrąg, wystarczająco duży, aby pasował na moją głowę i wracam prosto do salonu, gdzie znajduję meble w stylu mojej mamy, których pamiętam, jak nienawidziłam, jednak ona nigdy by tu nie zamieszkała, gdyby nie mogła urządzić domu tam, jak chce.
Rzucam linę na jedną z drewnianych belek przy suficie i szybko chwytam krzesło, wchodzę na nie i zawiązuję linę, teraz jestem z nią twarzą w twarz. Myślę nad moim życiem przez ostatni moment i decyduję, że to dla mnie koniec.
Chwytam linę i wkładam ją przez głowę.
- Znowu będę szczęśliwa.
Skopuję krzesło pode mną, teraz blizny na moich nadgarstkach kapią krwią, a nogi bezwładnie zwisają.

_______________________________________________________


Jak myślicie, kto zabił matkę Aubrey?

7 komentarzy:

  1. Na pewno śmierć Harry'ego została upozorowana on żyje i to na pewno on zabił jej matkę...
    A rozdział super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na 99% Harry ;c Ale zostaje 1% ;3 Rozdział świetnie przetłumaczony ;D
    I fajnie, że zmieniłaś tło, o niebo lepiej się czyta ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg omg!!!! Kocham kocham!!! Na bank to Harry, dzięki za to że tłumaczysz to ff!!!! Odrazu wystartuje z pytaniem kiedy next??? Pozdrawiam ~xoxo~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. postaram się dodać jeszcze dzisiejszej nocy. :D

      Usuń
  4. Mega rozdział :) Ale kto mógł zabić rodziców Aubrey to ja nie wiem :(
    Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń