piątek, 13 czerwca 2014

CHAPTER 7.


Aubrey POV

- Przysięgam, że go tam widziałam! Naprzeciwko tego okna! – krzyczę i wskazuję palcem. Pielęgniarki nie wierzą mi, lekarz też i wątpię, że moi rodzice mi uwierzą. Ale widziałam go, miał zielone oczy i, i to był on do cholery! Nikt mi nie wierzy. Jestem już zmęczona tym gównem.
- Panno Evens, nikogo nie było na korytarzu, obiecuję, teraz proszę się uspokoić, zanim będę musiał podać pani kolejny zastrzyk. – skoro tak, to mnie zamknij. Nienawidzę igieł, zwłaszcza szpitali, ten zapach, ten smutek i zdenerwowanie wyczuwalne w powietrzu przez rodziny i przyjaciół.
- Teraz twoja rodzina przyjdzie, aby cię zobaczyć, więc zostawię was sam na sam. – odszedł, ale mruknął coś jeszcze do moich rodziców.
- Jak się ma moja dziewczynka? – łapie moją dłoń, tata siada obok mojego szpitalnego łóżka.
- Chcę się stąd wydostać.
- Lekarz powiedział, że widziałaś coś zeszłej nocy. Prawda? – obserwował moją twarz, czekając na odpowiedź.
- To nie było coś, to był ktoś. I nie chcę o tym rozmawiać, więc możesz po prostu zabrać mnie ze szpitala? – stawałam się coraz bardziej zirytowana przez te wszystkie pytania i szalone było to, jak byłam odbierana przez wszystkich.
- Jeszcze tylko jedno pytanie. Wciąż jesteś „prześladowana”? – zapytał z troską.
- Tak, on tu był i wszedł do naszego domu przed tym, jak miałam pojechać na lotnisko z Johnny’m. To on był tym, który wysyłał mi listy i to on mnie śledzi. – wzięłam głęboki wdech, patrząc pomiędzy nich, na ich zatroskane twarze. Świetnie, myślą, że jestem szalona.
- Kochanie, myślę, że już czas, aby wysłać cię do psychologa. – moja mama klepie mnie po plecach i uśmiecha do mnie.
- Nie, nie pójdę do psychologa. Proszę, chociaż ten jeden raz wysłuchajcie mnie. Nie oszalałam, mówię prawdę. Czy chociaż raz w całym waszym życiu możecie mnie wysłuchać? Proszę? – nie potrafię nawet wyjaśnić, jak wiele razy prosiłam ich o wysłuchanie mnie i wszystko, co robili to siedzieli, nie interesując się tym. Przez większość mojego życia, rodzice wychodzili ze znajomymi i zostawałam sama w domu. Nigdy tak naprawdę się mną nie opiekowano. Byłam bardzo niezależnym dzieckiem. Nigdy nie wiedziałam, jak to jest być przytulanym i trzymanym, kiedy nadchodziły straszne koszmary, przez kogoś, kto obudziłby mnie w środku nocy.
Ale chcę, aby chociaż ten jeden raz wysłuchali mnie.
- Kochanie, już cię umówiliśmy. Lekarz zaleca, abyś poszła sama. Byłaś bardzo nerwowa, ale nie martw się, przejdziemy przez to razem.
- Razem. – to jest właśnie to, co zawsze mówią i nie jest to prawdą. I nigdy nią nie będzie.
- Nie. Wyjdźcie. Stąd. – skończyłam z nimi.
- Al-.
- Nie! Teraz chcecie mi „pomóc”?! Cóż, teraz już tego nie chcę! Wyjdźcie! Wróćcie, kiedy naprawdę zacznie wam na mnie zależeć, zamiast odsyłać mnie gdzieś indziej! – mogłam poczuć gotującą się we mną złość, dłonie zaciskają się w pięści. Oni muszą zrozumieć, że nie mogą tak po prostu teraz wchodzić w moje życie i pomagać mi, ponieważ teraz nie pozwolę im na to, teraz jest już za późno.
- Dobrze, ale kiedy skończysz ciskać furią, zadzwoń do nas.
Nie zrobię tego.
Moja mama podchodzi, aby pocałować mnie w policzek, ale odpycham ją, widać ból w jej oczach, kiedy na nią patrzę. Wychodzą zamykając za sobą drzwi i dopiero wtedy relaksuję się. Czasem chcę po prostu zniknąć, nie wiem gdzie, ale gdzieś, gdzie będę mogła odpocząć i uciec od wszystkich i wszystkiego, co jest w stanie mnie zranić.

- Panno Evens, jest telefon do pani, mówi, że ma na imię Erick. Powiedział, że cię zna. Chcesz z nim porozmawiać? – Pyta pielęgniarka z dużym białym telefonem w ręce. Chwila, kim jest Erick?
- Um, jasne.
Nie wiem, kim jest Erick, ale zastanawiam się, dlaczego do mnie dzwoni.
- Halo?
- Aubrey, nie bądź taka niemiła dla swoich rodziców, kochają cię i chcą dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Wiem, że nasza miłość jest zakazana, więc musiałem podać nieprawdziwe imię, ale nie martw się kochanie, mam zamiar cię stąd wydostać. Obiecuję. Kocham cię, do zobaczenia wkrótce.
Telefon wypada z mojej dłoni i uderza o podłogę.
- Proszę pani, czy wszystko w porządku? – pielęgniarka pyta.
- To był on... – mój głos zmienia się w szept. Po prostu do mnie zadzwonił i zamierza mnie wydostać ze szpitala, czego tak bardzo pragnę, ale teraz jedyne, czego chcę to zostać tu, niż być z Harry’m.
Pielęgniarka popatrzyła na mnie pytająco.
- Po prostu daj mi zastrzyk. Chcę po prostu zapomnieć o tym wszystkim z ostatnich ośmiu godzin. – ta kiwa głową i daje mi to, czego chcę. Zapadam z sen minutę później.  

~

- Doktorze, martwię się o pannę Evens, mówi coraz więcej o człowieku, który spowodował wypadek samochodowy. – blada, chuda pielęgniarka wyjaśnia lekarzowi.
- Tak, rozumiem, dlatego jej rodzice zabierają ją do szpitala psychiatrycznego, aby lepiej ją zrozumieć. – popatrzył na Aubrey przez szybę ze smutkiem. Była zbyt młoda, aby pójść do takiego miejsca. Ale potrzebowała pomocy, jej myśli krążyły wokół mężczyzny, który „śledził” ją, był jej jedyną myślą, pomyślał.

- Będziemy musieli zabrać ją jutro do tej kliniki.

________________________________________________________________

Wooow, wow, wow, wow, wow. Psychiatryk? Serio?! Biedna Aubrey... :c

2 komentarze:

  1. Jak zwykle świetny. Mam nadzieję że Harry szybko zabierze ją do siebie

    OdpowiedzUsuń
  2. dzisiaj dowiedzialam się o tym blogu i jeju już go Uwielbiam :) będę czytać xddd
    i zapraszam do mnie : http://zapomnij-o-mnie-na-zawsze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń