Włączcie muzykę oznaczoną: * klik * !!
Aubrey POV
- Spokojnie. Już w porządku. - szepczę i kładę zimny, mokry ręcznik na jego czole. Nie kontrolował tego, jak bardzo się pocił po wyjęciu pocisku i szczerze mówiąc, zaczynam się martwić. Zdjęłam mu koszulę, która była cała mokra od potu, leży na naszym łóżku z jeszcze poprzedniego domu. Prześcieradło też jest już mokre w miejscu, w którym leży nieprzytomny Harry, bełkocze słowa, których nie mogę zrozumieć.
Jego klatka piersiowa pochłania litry powietrza, kiedy staram się go uspokoić. Po całym pokoju pozaświecane są świeczki, aby dawały światło, które nie będzie sprawiało bólu jego oczom.
Harry nie budzi się przez resztę nocy. Śpi, starając się zwalczyć gorączkę, której dostał, kiedy ja siedzę niespokojnie na łóżku. Z jakiego powodu mam nadzieję, że będzie z nim lepiej, po raz pierwszy nie modlę się, aby piekło go pochłonęło. Pragnę, aby był tu dla mnie, i abym ja była dla niego.
Rano budzi się i jest z nim trochę lepiej, oddech jest w końcu równy, ale gorączka wciąż się utrzymuje.
Chwytam inny materiał, moczę go w misce chłodnej wody, stojącej na nocnym stoliku. Trzęsącą dłonią przykładam szmatkę na jego gorącym czole. Następnie palcami śledzę rysy jego twarzy, kształt jego nosa, jego kości policzkowe i w końcu pełne usta. Takie miękkie i delikatne w dotyku.
Jego dłoń niespodziewanie łapie za mój nadgarstek i zatrzymuje. Jego usta całują każdy moje palce, każdy oddech, który bierze jest drżący.
- Kocham cię. - nerwowo przełykam, kiedy powtarza te dwa słowa, których ja nigdy nie potrafiłam i nie wiedziałam, jak wypowiedzieć.
- Aubrey. Kocham cię. - powtarza. Otwiera oczy, zielonymi tęczówkami patrzy prosto w moje brązowe. Pozostaję nieruchomo, kiedy ten patrzy na mnie, wyraźnie czekając, abym za nim powtórzyła te dwa słowa.
Pot wciąż jest na jego dużej klatce piersiowej, noga owinięta bandażem, patrzę na niego rozpaczliwym wzrokiem.
Ja-ja... - językiem przejeżdżam po spierzchniętych ustach, kiedy patrzę na niego.
- Też cię kocham. - widzę, jak jego różowe usta układają się w słaby uśmiech. Podnoszę wzrok i zauważam w jego oczach emocje, prawdziwe szczęście.
- A ja kocham ciebie Aubrey Evens. - powtarza, umysł podpowiada mi, aby zwiać, uciec teraz, kiedy mam na to szansę, jednak serce mówi zupełnie coś innego.
Pochylam się. Jego dłoń powoli sunie z mojego nadgarstka, aby złapać za dłoń. Wiem, że też chce się pochylić ku mnie, ale jestem świadoma tego, że ciężko mu się poruszyć. Moje usta stykają się z jego miękkimi. To jak raj na ziemi, czując jego wargi poruszające się przy moich.
- Kocham cię. - mówię raz jeszcze przy okazji chwili na złapanie oddechu.
Kiedy odrywam się od niego, nasze oddechy są ciężkie.
- Wydaje mi się, że właśnie wyzdrowiałem. - śmieję się delikatnie na jego żart i muskam jego usta swoimi raz jeszcze.
- Pójdę przynieść ci wody do picia. - kiwa głową, kiedy wstaję, rozłączając nasze dłonie.
Mała kuchnia jest w nieładzie, talerze zalegają niepozmywane w zlewie, zapach zepsutego jedzenia unosi się w powietrzu, a śmieci są niewyniesione. Szybko wyrzucam je i zepsute jedzenie, po czym zmierzam do sypialni, aby zobaczyć, aby Harry zasnął, więc postanawiam postawić szklankę wody na stoliku nocnym, blisko miski z chłodną wodą.
Wychodzę, cicho zamykając za sobą drzwi. Wracam do kuchni i sprzątam do momentu, gdy jest nieskazitelnie czysto, świeże powietrze wlatuje do domu, kiedy otwieram okna.
I wtedy znowu to czuję. Wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Stoję w miejscu, rozglądając się po kuchni, nikogo tu nie ma, wyłączając mnie i Harry'ego. Mięśnie napinają się, kiedy słyszę dźwięki dochodzące z ciemnego gościnnego pokoju. Powoli stawiam kroki, kiedy w końcu chwytam drzwi, gdzie znajduje się Harry, wchodzę i zamykam je za sobą.
- Harry, ktoś tam jest- - łóżko jest puste. Zmieszanie jest widoczne na mojej twarzy, kiedy podchodzę bliżej. Szklanka po wodzie jest pusta. Jego szafa jest otwarta, zauważam tam moje zdjęcia, które widziałam już wcześniej, kiedy tam zajrzałam. Podchodzę jeszcze bliżej i zauważam coś. Dreszcze przechodzą po moim ciele, gdy mój wzrok ląduje na tym.
W małym pudełku leżą obrączki moich rodziców. Jestem prawie pewna, że zostali pochowani wraz z nimi. Podnoszę je i przyglądam się, teraz są na nich wygrawerowane dwa imiona - moje i Harry'ego.
Wypuszczam je z rąk, słysząc głośny huk z zewnątrz. Otwieram drzwi i wychylam się, widząc kompletną ciemność.
- Harry. - odzywam się. Otwieram je szerzej. - Harry, to ty? - wychodzę. Staram się nie płakać ze strachu, kiedy słyszę czyiś groźny śmiech z salonu.
- Harry, to nie jest śmieszne. - jego sztuczki nie są dla mnie ani trochę zabawne. Nadal się śmieje i po chwili orientuję się, że jestem zamknięta w łazience dysząc głośno, kiedy słyszę jego kroki podchodzące co raz bliżej. Dlaczego on się w to bawi?
Trzy mocne uderzenia w drzwi powodują, że powoli odchodzę.
- Harry, przerażasz mnie! - wrzeszczę, ale jedyne, co słyszę, to co raz głośniejszy śmiech. Mocno zatykam dłońmi uszy, aby uciszyć ten dźwięk. Kołyszę się, siedząc w kącie łazienki i widzę wściekłe walenie w drzwi.
Najbardziej przerażającą rzeczą w tej sytuacji jest to, że to nie Harry sobie ze mnie żartuje.
Kiedy odsłaniam uszy, nic nie słychać. Moja klatka piersiowa szybko podnosi się i opada, kiedy pękam i zaczynam płakać. Jestem przerażona, doszło do tego momentu, w którym po prostu muszę się wypłakać.
Minutę później słyszę delikatne pukanie.
- Zostaw mnie w spokoju! - płaczę.
- Aubrey? Co ci jest? - jego głos jest słaby, prawie bezsilny. Teraz czuję się zmieszana.
Podnoszę się i widzę, jak marszczy brwi na mój widok, kiedy otwieram drzwi.
- Co się stało? - nie tracę ani chwili i przytulam się do niego. Trzęsę się, kiedy zaczynam znowu płakać, opiera się o ścianę dla wsparcia.
- Ktoś mnie śledził. Śmiał się i nie wiedziałam, co robić. - płaczę jeszcze bardziej, na co ten przytula mnie mocniej. Mój szloch załamuje się i jestem przerażona.
- Shhh, już dobrze skarbie. Wszystko będzie dobrze. - całuje mnie w czubek głowy.
- Co jeśli on nadal jest w domu? - szybko go puszczam i rozglądam się spanikowana.
- Aubrey, nikogo tu nie ma. - mówi, na co przypominam sobie, że to samo mówił mi Johnny.
- Nie, Harry. Coś tu się dzieje i to nie jest normalne. - wzdycha, kręcąc głową.
- Myślę, że musisz się przestać.
- Łatwo ci to mówić, bo to nie ty byłeś przez kogoś prześladowany! - wycofuję się z powrotem do łazienki i zamykam ją.
- Aubrey. W porządku, przepraszam. Wierzę ci. - wkurza mnie, ale stara się na to patrzeć trzeźwo. Gdy nie daję mu odpowiedzi, słyszę jak odchodzi.
Patrzę w lustro, mam bladą twarz, sińce pod oczami. Zdejmuję szpitalną koszulę i odkręcam kurek. Po chwili całe pomieszczenie jest zaparowane, a ja wchodzę pod gorący prysznic. Szwy wydają się być w porządku, ale uważam, aby nie dotknąć rany, zapobiegając infekcji.
Moje mięśnie rozluźniają się od ciągłego spinania, pozwalam wodzie zmoczyć moje długie włosy. Szklane drzwiczki zakrywają moją nagą skórę od drugiej strony.
Przyglądam się drzwiom i powoli zauważam czyjeś palce, sunące po nich, pisząc jakieś słowa.
Potwór zasługuje, by być trzymanym w klatce.
Wargi zaczynają mi się trząść, krople wody spływają po twarzy i wtedy zaczynam krzyczeć.
________________________________________________________________
Muzyka wydaje mi się adekwatna do sytuacji,
słuchałam tego cały czas, pisząc to. :D
Nie bójcie się, całuski! :*
+ domek Aubrey i Harry'ego. :)
~*~
Odstęp między dodawaniem rozdziałów zależy wyłącznie od stopnia waszego zainteresowania (czyt. ilość komentarzy).