Aubrey POV
Moje oczy otwierają się, kiedy tylko powracam do życia. Byłam spokojna przez sekundę, dopóki nie zaczęłam przypominać sobie, co się stało. Rozglądam się gorączkowo, wciąż byłam w łóżku, ale nie sama, on był zaraz obok mnie, gapiąc się na mnie.
- AA-
- Uspokój się, nie każ mi użyć tego guzika znowu. - przyciska dłoń do moich ust i patrzy na mnie. Kiwam, a on puszcza mnie.
- Teraz chciałbym przeprosić za ostatnią noc... - spojrzał na sufit, jak gdyby przeprowadzał wewnętrzną dyskusję.
Przesuwam się na koniec łóżka, ale on szybko łapie mnie na talię i przyciąga bliżej siebie.
- Zamierzam cię rozwiązać, ale musisz obiecać, że nie odejdziesz... jak ona... - moje serce staje na ten komentarz i kiwam głową. Nie chcę zadawać żadnych pytań, bo zdenerwuje się, a po ostatnim doświadczeniu tego nie chcę przez to przechodzić jeszcze raz.
Rozwiązuje mi ręce oraz nogi i siada. Moje nadgarstki płoną i nie wydaje mi się, aby mogła za bardzo ruszyć nogami.
- Zaraz wrócę Aubrey i jeśli będziesz próbowała uciec - cóż, nie dasz rady, więc nie muszę się tego obawiać, więc chodź tam, gdzie będę cię widzieć. - wstaje i zakłada wielkie, ciężkie buty, które nosi mężczyzna pracujący na budowie i wychodzi, zamykając za sobą drzwi.
Szybko wstaję z łóżka, delikatnie otwieram drzwi, wychodzę i szukam okna albo drzwi i kiedy zauważam okno, słyszę zamykanie frontowych drzwi oznaczające jego powrót. Podchodzę blisko okna, ale w chwili, kiedy jedną stopą jestem za okno, odczuwam ten sam szok, którego doświadczyłam wczoraj. Spadam w tył z krzykiem i czuję wstrząsy przechodzące znowu przez moje ciało. Kiedy się uspokajam, słyszę kroki, ale moje ciało nie jest w stanie się ruszyć.
- Mówiłem ci, tym razem stąd nie uciekniesz kochanie, ani teraz, ani nigdy. - patrzy na mnie z góry i uśmiecha do mnie, jak gdyby podobało mu się to. Chory idiota.
- Mam dla ciebie prezent powitalny. - wstaję i odsuwam się od niego.
- Nie, nie, nie, chodź tutaj. - pokazuje palcem w geście podejścia. Podchodzę do niego powoli, stając twarzą w twarz.
Wręcza mi bukiet białych róż związanych razem białą wstążką. Myśl, że mógł je sam ściąć daje mi nadzieję, że ma serce i może, ale tylko może, będzie dla mnie miły i wypuści mnie z powrotem do domu.
- Proszę, weź je, są dla ciebie... tylko dla ciebie. - niepewnie biorę je i spoglądam na niego.
- Dziękuję...?
- Nie dziękuj mi... Zasługujesz na to i na dużo więcej. - robi krok bliżej mnie, a ja zmuszam się, aby się nie ruszyć. Moje oczy mocno się zaciskają, kiedy czuję jego dłoń na moim policzku. Moje dłonie trzymają róże w przerażeniu.
- Wiesz, że Johnny nigdy cię nie kochał. - otwieram oczy i odsuwam się od niego wypuszczając róże z rąk.
- Co?
- Jego rodzice kazali mu być z tobą. Twoi rodzice są dość bogaci, a jego rodzice potrzebowali pieniędzy, aby zapłacić za jego collage, on cię nie kochał, a ja tak...
Ciągle gada bzdury, a ja patrzę na niego jak na wariata i zastanawiam się, jak wciągnęłam się w tej bajzel?
- ... I dlatego należysz do mnie.
- Harry, posłuchaj mnie... Nie znam cię, nie kocham cię. I jeśli kiedyś się spotkaliśmy to przepraszam, ale nie pamiętam cię. Wydajesz się być miłym człowiekiem, ale ledwo cię znam.
Cisza.
- Jak możesz tak mówić, kochanie? Przestań grać w jakąkolwiek grę grasz i wróć do mnie. Wiem, że wciąż tam jesteś. - chwyta mnie za ramiona i zaczyna potrząsać, jakby chciał mnie obudzić.
- Przestań mnie okłamywać, okłamywać siebie! - jego krzyk wypełnia cały mały dom.
- Co Johnny ci zrobił?! - patrzy na mnie z zainteresowaniem, udając, jak gdyby Johnny był tutaj złym facetem, przed którym trzeba mnie uratować.
- Nic?! Gdzie ty do cholery idziesz!? - jestem zaskoczona swoim wybuchem, ale widząc go opuszczającego próg domu, martwi mnie.
- Zamierzam iść zabić tego dupka Johnny'ego za wypranie ci mózgu z twojej miłości do mnie! - trzaska drzwiami i wsiada do białej furgonetki.
Jedzie zabić jedyną osobę, którą kocham na tym świecie...
____________________________________________________________
dziękuję za każdy pozostawiony komentarz! <3
Świetny, ciekawe czy gdzieś się wcześniej spotkali. Jednak Harry jest chory
OdpowiedzUsuńSzkoda że taki krótki rozdział ale swietny:-)
OdpowiedzUsuńWspaniały, czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńAaa < 3
OdpowiedzUsuńCudowny :*
Naprawdę nie wiem o co chodzi....hmmm...Nie ogarniam Harrego..psychopaty ;D
Swietne tlumaczenie
Do nastepnego ;*
cuudo <3
OdpowiedzUsuńHej :) Właściwie przed chwila znalazłam twojego bloga i muszę ci powiedzieć, że piszesz na prawdę rewelacyjnie. Sama piszę blogi, więc wierz mi że znam się na tym i tamtym.. Bardzo podoba mi się twój blog i z niecierpliwością czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuń/ Klaudia
super rozdział!
OdpowiedzUsuńBoski rozdzial ! :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział 😁
OdpowiedzUsuń