niedziela, 12 października 2014

CHAPTER 20


Aubrey POV

Budzę się następnego dnia w jego ciasnych ramionach i jestem prawie pewna, że teraz mam przez to siniaki. Głowę ma schowaną w zagłębienie mojej szyi, cicho pochrapuje, co denerwuje mnie i łaskocze. Lekko śmieję się przez wibracje wywołane jego chrapaniem i szybko zagryzam wargę, aby być cicho. Minęła ponad godzina, a on nadal jest pogrążony w głębokim śnie, a jedyne,co chcę teraz zrobić to wstać i rozciągnąć swoje mięśnie. Wczoraj po moim mistrzowskim aktorstwie oglądaliśmy TV, ale on nie spuszczał wzroku ze mnie, potem miałam zamiar pójść do piwnicy, jednak złapał mnie za rękę i powiedział, że chciałby się ze mną przespać. Do głowy przyszła mi bardzo zła myśl i już chciałam go uderzyć, ale domyślił się, o czym pomyślałam i zmienił swoje słowa oraz ich znaczenie, że chciałby po prostu spać. Po tym poszliśmy do pokoju i usiadłam na łóżku, nie wiedząc, co zrobić. Podszedł do szafy, zdjął koszulkę i to właśnie wtedy zobaczyłam wszystkie jego tatuaże po raz pierwszy. Motyl na brzuchu, dwie jaskółki na klatce piersiowej i statek na ramieniu, którego nie mogłam go dobrze widzieć, bo wciąż miał bandaż po tym, co mu zrobiłam. Zdjął spodnie, a ja natychmiast zakryłam oczy, na co usłyszałam jego chichot. Moje policzki zrobiły się czerwone jak pomidor, wiedząc, że zachowywałam się jak mała, niewinna dziewczynka, ale nie chciałam widzieć jego ciała. Wszystko, czego pragnę to mój Johnny, ale nie mogę go mieć.
- Okay, już możesz patrzeć. - powiedział, a ja spojrzałam przez palce i zobaczyłam go w koszykarskich spodenkach. Tylko w spodenkach.
- A co z koszulką? - zapytałam, czując, że to głupie, że założył spodenki do łóżka, dlaczego więc nie mógł założyć też koszulki?
- Nie jest mi wygodnie, gdy śpię w koszulce. - wzruszył ramionami, zrzucił kołdrę z łóżka i położył się na nim. Gapił się na mnie, czekając, aż też się położę, więc przełknęłam ślinę i zmusiłam do pójścia za nim. Na początku utrzymywałam między nami dystans, byłam odwrócona do niego plecami, ale potem złapał mnie i przycisnął do swojej klatki piersiowej. Byłam bardzo wdzięczna, że nie może zobaczyć mojej twarzy, ponieważ nie chciałam, aby widział, że płaczę. Wiem co myślisz: "Ale to ty jesteś tą, która chce sprawić, aby uwierzył, że go kochasz, ty jesteś osobą, która robi to dla siebie", ale nie chciałam, aby to był on, chciałabym, żeby to był Johnny. Wiedząc, że on nigdy nie wróci. Wiedząc, w głębi serca, że nie przytuli mnie, kiedy w końcu się stąd wydostanę. Świadomość, że już nigdy nie poczuję jego pocałunków, załamuje mnie. Jego rodzice nawet nie wiedzą, że on nie żyje. Pewnie jesteś już zmęczona mną ciągle płaczącą za nim, ale nie rozumiesz, nikt nigdy nie zrozumie, jak bardzo moje serce jest puste bez niego. Robię to dla niego. Chcę, aby Harry zapłacił.
Po kilki godzinach cichego płaczu poczułam się śpiąca, Harry zasnął jakiś czas temu, więc nie czuł mojego szlochu. Kiedy się obudziłam zauważyłam, że jestem odwrócona twarzą do niego, jego głowa znajduje się w zagłębieniu mojej szyi i poczułam się bardzo niekomfortowo w jego objęciach.
- Harry. - żadnej odpowiedzi.
- Harry, obudź się.
- Coo. - jęczy, podnosi głowę i patrzy na mnie z porannym uśmiechem. Jego głos jest chrapliwy i głęboki, to trochę przerażające, wyobrażając go sobie jako głos strasznego potwora...


- Chciałabym wstać, a ty mi w tym nie pomagasz. - jego wzrok skupiony jest na moich ustach, kiedy mówię i kiedy przestaję mówić, patrzy na mnie ze zgorszeniem w oczach.
- Jeśli mnie pocałujesz, pozwolę ci wstać. - uśmiecha się, wiedząc, że naprawdę chcę wstać.


- Nie.
- Cóż, więc wydaje mi się, że nie wstaniesz. - z powrotem kładzie głowę we wgłębieniu mojej szyi, a ja mrużę oczy zirytowana jego gierkami.
- Dobra. - szybko podnosi się i jak sobie wyobrażałam, ma na twarzy zarozumiały uśmiech, nie poważny. Powoli pochyla się ku mnie, jego oczy nie opuszczają moich i poczułam, że moje serce bije coraz ciężej. Jego usta spotkały moje, a oczy natychmiast zamknęły się, ja nigdy tego nie robię. Nie chciałam tego robić, ale musiałam. Jego usta poruszają się zachłannie na moich i chcę, aby już przestał.
Moje dłonie odpychają jego ramiona, a on hamuje się. To tak, jakby czas się zatrzymał, po prostu patrzymy na siebie. Jego wargi wyglądają na spuchnięte i mogę sobie wyobrazić, jak muszą wyglądać moje. Jego ciało unosi się nad moim, chcę zmniejszyć naszą bliskość.
- Dałam ci to, o co mnie prosiłeś, teraz ja proszę, abyś pozwolił mi wstać. - mój głos brzmi, jakby się skurczył, ale natychmiast siada po swojej stronie, a ja nie czekam ani chwili dłużej, wstaję i rozciągam mięśnie. Wzdycham z ulgą, kiedy czuję, jak moje ciało się relaksuje.
- Zaplanowałem coś dla nas na dziś, więc idź się przyszykować. - wstaje, bierze jakąś koszulkę i zakłada ją.
- Nie mam żadnych ubrań Harry. - spogląda na mnie, schyla się i wyciąga coś spod łóżka. Kładzie walizkę, która należała do mnie, kiedy byłam w tym psychiatryku, którego nazwy nadal nie mogę zapamiętać, otwiera ją i rozkoszuje się widokiem starannie złożonych ciuchów. Podnosi na mnie wzrok, uśmiecha się i wychodzi z pokoju, dając odrobinę prywatności. Chwytam moją ulubioną niebieską bluzę bez guzików i zamka, więc nie muszę nic pod nią zakładać oraz czarne jeansy. (Pamiętajcie, że jesteśmy w latach 90-tych) Łapię grzebień i przeczesuję moje splątane włosy, krzywiąc się za każdym razem, kiedy pociągam mocniej za kołtuny. Kiedy kończę, biorę jakieś buty i upewniam się, że dobrze je zawiązałam. Potem udaję się do łazienki, aby umyć zęby. Nie mam ze sobą żadnych kosmetyków, tylko balsam do ust i strzelam, że to jedyne, czego użyję. Patrzę na swoje blade odbicie w lustrze i od razu nienawidzę tego, co widzę.
- Wiesz, że nie potrzebujesz makijażu. Jesteś piękna taka, jaka jesteś i nie ma potrzeby, abyś zmieniała się dla innych. - odwracam się i widzę go opartego o framugę drzwi od łazienki z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Ma na sobie białą, obcisłą koszulkę schowaną w niebieskie jeansy i czarny pasek dopełniający cały strój, wygląda, jakby zgapił go od Jessie z "Pełnej Chaty"*, potrzebował jeszcze tylko skórzanej kurtki i plerezy. Na tą myśl lekko chichoczę, wyglądałby dziwnie.
- Co jest takie śmieszne księżniczko? - idzie ku mnie i uspokajam się.
- Nic, tylko myślę, że plereza nie pasowałaby do Ciebie. - stoi naprzeciw mnie z rękoma na moich biodrach, przyciska moje ciało do zlewu, powodując zdziwienie.
- Aubrey, oboje wiemy, że we wszystkim dobrze wyglądam. - robi się pewny siebie, pozwolę mu na to.
- Ale z plerezą Harry? Poważnie? - pytam go, a on patrzy na mnie i uśmiecha się.
- Masz rację, wyglądałbym głupkowato z plerezą. Szczególnie z lokami, które mam. - uśmiecha się i całuje mnie w nos. Obrzydliwe.
- Teraz, kiedy już jesteś gotowa, chcę, abyś zapolowała ze mną.
- Co? Chcesz, abym zabiła bezbronne stworzenie? - podnoszę na niego brew i czekam, aż odpowie na moje pytanie.
- Cóż, nie mogę pójść do sklepu i kupić jedzenia bez kogoś próbującego zadzwonić na policję, więc to jest to, co robię, aby przetrwać, więc chodź. - szarpie moją rękę i w jednej chwili podnosi workowatą torbę. Jednak przed wyjściem zatrzymuje się i usadza mnie na krześle. Łapie za nogę i odblokowuje bransoletę na kostce. Moja kostka jest posiniaczona i ruszam stopą w kółko, słysząc strzykanie kości ze względu na ból.
- Ok, teraz chodź.- wychodzi i otwiera drzwi do swojej białej ciężarówki, instruując, jak mam wsiąść. Robię jak mówi i zapinam pasy. Siada na siedzeniu kierowcy, uruchamia samochód i przyspiesza, a ja patrzę, jak szybko drzewa przelatują mi przed oczami, a chmury poruszają się po niebie. Po jakimś czasie znajdujemy się po środku niczego i Harry parkuje ciężarówkę, wysiada, a ja staram się otworzyć drzwi po mojej stronie, ale są zablokowane. Jest na tyle mądry, aby wiedzieć, że jestem skłonna uciec, więc wciąż chce mieć kontrolę nade mną, czym gardzę. Otwiera dla mnie drzwi, abym wysiadła i wyciąga rękę, żeby mi pomóc, jednak ignoruję go i wysiadam sama.
- Więc co zamierzasz upolować, ptaka? - pytam znudzona.
- Nie, moja droga. - moje znudzenie jest połączone ze współczuciem, wiedząc, że jakieś piękne stworzenie zostanie dziś zabite przez tego potwora przede mną, który potrzebuje jedzenia dla siebie.
- Kot ma twój język? Czy jesteś zła, że zamierzam zabić jakieś głupie zwierzę? - jego głupota przechodzi na najwyższy poziom i powstrzymuję samą siebie, aby go o tym nie poinformować.
- To nie są głupie zwierzęta! One mają serce, wiesz?! - protestuję przeciw niemu.
- Taa, wiem, mają serca, dlatego właśnie wyjmujesz te serca przed ugotowaniem ich. - mówi z oczywistością w glosie, a ja zaczynam myśleć o tym, jak bardzo kocha mnie zgarszać.
- Jedynym zwierzęciem tutaj jesteś ty. - nie traci czasu i chwyta mnie, przyciskając do maski samochodu.
- Myślisz, że zamierzam pozwolić ci mówić tak do mnie? Cóż, mylisz się, więc zamknij się do diabła zanim jedynym stworzeniem, które zakończy tutaj swój żywot będziesz ty! - krzyczy mi w twarz. Jego żyły stały się widoczne, a jego nozdrza rozszerzyły się.
- Teraz chodź zapolować zanim zrujnujesz mi dzień. - mocno chwyta mnie za rękę, a w drugiej trzyma torbę. Jego stopy kopią w ziemię, a uścisk zdaje się nigdy nie rozluźnić. Nie jest w najlepszym humorze.

Moja lista:
- ma słabe nerwy - odhaczone
- nie jest tak głupi - odhaczone
- zbyt pewny siebie - odhaczone

Czekałam z wykonaniem tej listy, aby najpierw dowiedzieć się, gdzie są jego granice i jak mogę zaplanować moją ucieczkę.
- Ok, chcę, abyś oparła się plecami o drzewo. - stwierdza kategorycznie, jak widzę, robimy sobie postój.
- Dlaczego? - pytam.
- Po prostu to zrób. - szybko tak robię i wkrótce potem moje ręce zostają związane z tyłu drzewa i nie mogę się uwolnić.
- Harry, to jest naprawdę konieczne?! Nie mam zamiaru uciec! - krzyczę i szarpię się, ale on łapie torbę, otwiera ją i wyciąga długi, srebrny pistolet.
- Aubrey, czy kiedykolwiek słyszałaś o grze, w której kładzie się jabłko na głowie jakieś osoby, a ty musisz strzelić w to jabłko tak, aby jej nie zabić? Cóż, ty będziesz tą osobą z jabłkiem. - mówi bardzo spokojnie, a ja wszystko co chcę robić to krzyczeć.
- Harry, co jest kur*a?! Wypuść mnie natychmiast! Nie mam zamiaru się w to z tobą bawić! - potem podnosi pistolet i wymierza w moją głowę, a bicie mojego serca staje się tak szybkie i głośne, że mogę je usłyszeć.
- H-Harry, n-nie rób t-tego.
- Shh. - ucisza mnie. I wtedy zaczynam coś czuć na głowie. Te stópki przyprawiają mnie o ból głowy ze względu na pazury, jakie posiadają. Jestem zbyt skoncentrowana na tym, co mam na głowie i jestem w szoku, kiedy słyszę wystrzał.
Teraz ciałko ptaka z niebieskimi i żółtymi piórami leży na ziemi martwe. Jego krew została na mnie i czuję pojedynczą czerwoną kroplę spływającą po moim czole. Krzyczę z przerażenia, a ten wszystko, co robi, to uśmiecha się na moje przerażające doświadczenie.

On mnie zniszczy zanim ja będę mogła zniszczyć jego.



* Full House - serial telewizyjny z lat 1987-1995.


8 komentarzy:

  1. Super rozdział!
    PS. Co ile mniej wiecej będą pojawiać się rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, ale z tym zabijaniem zwierzęcia autorka mogła sobie darować! To jest straszne!
    Czekam na nn :)
    Pozdrawiam Clauduśka Duśka xx.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :) Zgadzam się z komentarzem powyżej, że autorka mogła sobie darować zabijanie zwierzęcia na głowie Aubrey.
    Czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Szok! Dziwnie on się zachowuje jeżeli mówi że ją kocha.

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG rozdzial genialny!
    Nie jest dla niej taki milutki chociaz ona sie naprawde stara.
    I to polowanie jeny ciarki mi po plecach przeszly.
    Pozdrawiam i czekam na nn <3 Ania

    OdpowiedzUsuń